Przez dalsze aktywne korzystanie ze Strony tvnfakty.pl i Forum bez zmian ustawień w zakresie prywatności, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Autora Strony i Zaufanych Partnerów, w szczególności na potrzeby wyświetlania reklam dopasowanych do Twoich zainteresowań i preferencji, tworzenia statystyk odwiedzin Strony i zapisywania postów na forum oraz komentarzy pod artykułami. Pamiętaj, że wyrażenie zgody jest dobrowolne a wyrażoną zgodę możesz w każdej chwili cofnąć. Poprzez dalsze korzystanie ze Strony i Forum, bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki, wyrażasz zgodę na zapisywanie plików cookies i podobnych technologii w Twoim urządzeniu końcowym oraz na korzystanie z informacji w nich zapisanych. Ustawienia w zakresie cookie możesz zawsze zmienić. Informacje na temat Administratora Danych Osobowych, swoich praw oraz danych jakie zbiera Strona i Forum znajdziesz w "Polityce Prywatności".
Polityka Prywatności i Regulamin    Jak wyłączyć cookies?

AKCEPTUJĘ

ODZIAŁY LOKALNE
Kraków
Łódź
Warszawa
Poznań
Toruń
Wrocław
Szczecin
Katowice
Gdańsk
Białystok
PARTNERZY
Prawnik dla firm, konsumentów i osób fizycznych
Kompleksowa obsługa instalatorów
Praktyczne warsztaty dla instalatorów!
Sklep Montersi.pl
SONDA
Czy będziesz oglądał nowy program Hotel Paradise w TVN7?

Kamil Durczok

Oceniałem Fakty jako bardzo trudnego przeciwnika. Myslałem o tym, że to jest trudny zawodnik w tym sensie, że to jest zespół o znacznie większej mobilności niż drużyna w telewizji publicznej - mówił Kamil Durczok w rozmowie z tvnfakty.pl.

Łukasz Ropczyński: Panie Kamilu, jak samopoczucie po przegranym meczu z politykami?

Kamil Durczok: Fatalne. I psychiczne, i fizyczne.

Ale zmieniali się Państwo dość często na boisku...

Jak się ma czterdziestkę na karku i głowa chce grać, a organizm jest nieprzyzwyczajony, bez kondycji i niespecjalnie sobie z tym radzi, to potem koń kuleje przez dwa dni. Z niedzieli na poniedziałek musiałem się jakimiś specyfikami smarować. Oczywiście bardziej dokuczliwe jest poczucie tego, że dołożyli nam politycy. Nie chciałbym tłumaczyć tego na tysiąc różnych sposobów, Koseckim i tym wszystkim...

Z Waszej strony też byli dziennikarze nsport.

Ale nie było zawodowców, nie było reprezentantów Polski... Nie ma co się tłumaczyć, bo jak nam powiedział trener w przerwie, piłka nożna to jest gra, która polega nie na tym, że ktoś gra lepiej albo gorzej, tylko na tym, że ktoś strzela więcej bramek, a ktoś inny mniej.

Będzie rewanż?

No pewnie, że będzie. Zastanawiamy się tylko kiedy, bo najpierw pałaliśmy szybką rządzą odwetu. Myśleliśmy o tym, żeby jeszcze we wrześniu zorganizować coś, co by nam dało odrobinę poczucia rewanżu, natomiast podejrzewam, że dopiero w przyszłym roku będziemy grali, bo drużynę trzeba zebrać, przećwiczyć...

Skład ten sam?

Skład może będzie troszkę mniejszy, żeby był bardziej zgrany ze sobą, bo to jednak było czterdzieści osób, które tak naprawdę nigdy ze sobą nie grały, więc trudno mówić, że to drużyna. Łączyła nas chęć zwycięstwa.

Kamil Durczok odwiedza serwis tvnfakty.pl (fot. Ł. Ropczyński, tvnfakty.pl)

Co Pan tak naprawdę myślał o Faktach, gdy jeszcze pracował w TVP?

Myślałem, że to konkurencja. Mnie nie towarzyszą zbędne emocje. Ja doceniam swoich konkurentów nie na zasadzie tego, czy ich lubię, czy ich nie lubię, czy są fajni, czy nie fajni, czy są sympatyczni, czy niesympatyczni, tylko oceniam na podstawie tego, czy są dobrzy, czy są źli i czy grają fair, czy nie grają fair. Fakty były trudnym konkurentem dla Wiadomości. W związku z czym oceniałem Fakty jako bardzo trudnego przeciwnika. Myslałem o tym, że to jest trudny zawodnik w tym sensie, że to jest zespół o znacznie większej mobilności niż drużyna w telewizji publicznej. Telewizja publiczna to jest gigantyczna korporacja. Podjęcie decyzji o prostym - zdawałoby się - zabiegu programowym, czyli wyprowadzeniu Wiadomości gdzieś na wyjazdowe wydanie było czymś tak trudnym i musiało przejść przez tyle komórek, pokoi i kierowników, podpisów itd., że to się bardzo rzadko udawało. Więc jak myślałem sobie o Faktach, to zazdrościłem im tego, że są zespołem mobilnym, szybkim, gdzie właściwie decyzja jednego człowieka decyduje o tym, czy coś się dzieje, czy nie.

Mówił Pan o graniu fair. Fakty grały fair?

Hmm...

Był taki moment, że sobie regularnie dogryzaliście z Tomaszem Lisem.

Stare czasy. Nie mam ochoty do nich wracać.

Jaka była Pańska pierwsza myśl, gdy dostał Pan propozycję z TVN? To było dużo wcześniej, niż się Pan zgodził?

Co sobie pomyślałem? Że być może - być może z wieloma znakami zapytania i wątpliwościami - zaczyna się bardzo ciekawy rozdział w moim życiu.

A jak to było z tymi naciskami politycznymi w TVP?

Na rozmowę o tym, panie Łukaszu, pan mnie specjalnie nie namówi. Ja o tym raz powiedziałem w "Polityce", jak odchodziłem. Miałem wątpliwość, czy dobrze zrobiłem. Co więcej, te wątpliwości wiele osób mi potwierdzało. Od tego czasu postanowiłem sobie, że o mojej poprzedniej firmie albo dobrze albo wcale, więc o naciskach politycznych nie rozmawiamy.

Niektórzy rozmawiają.

OK. To ich wybór. Ludzie są wolni, mogą mówić, co chcą. Ja mogę mówić bardzo chętnie o Faktach, o TVN, ale nie będę recenzował z tego miejsca, w którym jestem dzisiaj, firmy, w której spędziłem 10 lat. Były dobre momenty, złe momenty, chwile, w których człowiek chciał trzasnąć wszystkim i wyjść i chwile, które były fantastyczne i będę je pamiętał do końca swoich dni. Tak jak normalnie w życiu, więc nie ma co ujawniać zbyt wiele spraw, które są zresztą tajemnicami w każdej firmie. Tyle, że w telewizji publicznej się wykształcił taki obyczaj, że jak ludzie z niej odchodzą, to bardzo chętnie na nią psioczą, pomstują, krytykują albo plują. To mało eleganckie.

Planuje Pan napisać książkę o swojej pracy, kiedyś w przyszłości?

Nie.

Ciekawa historia by była.

Pewnie, że tak. I pewnie bardzo ciekawą historią byłoby też opowiadanie o tym, jak się odbywały rozmaite kulisy. Kto naciskał, gdzie, kto po ciągał za jakie sznurki. Istotne dla widza jest to, co ogląda. Albo to jest prawdziwe i uczciwe albo nieprawdziwe i nieuczciwe. Każda firma ma swoje tajemnice.

Czyli jak Pan prowadził Wiadomości, to one były prawdziwe?

Jak ja prowadziłem Wiadomości, to podpisywałem się pod każdym wydaniem, które prowadziłem.

A czy pamięta Pan taką sprawę, jak Leszek Miller zaciągnął kredyt w banku Aleksandra Gudzowatego?

To była bardzo głośna sprawa. Wtedy się nie podpisałem, bo nie wystąpiłem w Wiadomościach.

To nie był taki moment, że może warto byłoby odejść z telewizji?

Pewnie, że można się było zastanowić, czy odchodzić, czy nie odchodzić. Wtedy pomyślałem sobie jednak, że to nie jest prywatna telewizja jednego czy drugiego prezesa. To jest telewizja publiczna i wystarczy pokazać, że się nie zgadzamy na takie metody i czasem się przez taką niezgodę osiąga więcej niż kładąc papiery na stół i odchodząc.

Było łatwiej później?

Tak. Oczywiście, że tak. Bo jak pan pamięta - i za to jestem tak naprawdę wdzięczny moim kolegom z prasy i z innych mediów - że wokół tego bardzo słusznie zrobili potężną awanturę. I to nam wtedy, w publicznej telewizji, bardzo pomogło.

Gdy Pan przechodził do TVN, to mówiło się o tym, że dostanie Pan także swój program w TVN24.

Tak, ale ja też mówiłem o tym, że to, co mnie pochłania od początku do końca, na starcie tej pracy to są Fakty i to, żeby stały się najbardziej oglądanym programem informacyjnym w polskich telewizjach. To jest coś, co mnie zajmuje bez reszty. A na publicystykę przyjdzie czas. Ja się jeszcze nie wybieram na emeryturę.

Na czym się Pan wzorował wprowadzając zmiany w Faktach?

Na własnej intuicji i wyczuciu i na opinii kolegów. Bardzo mi wtedy pomogli Tomek Sekielski i Grzesiek Jędrzejowski.

A na zachodnich dziennikach?

Na monitorach za panem są w tej chwili włączone krajowe i zagraniczne stacje. Podgladamy co robi konkurencja. Ale każdy z nas na końcu wprowadza zmiany zgodnie z własnym wyobrażeniem, własną wiedzą, wyczuciem, intuicją.

A jakie Pan planuje jeszcze zmiany w Faktach? Merytoryczne, graficzne?

Oczywiście, że planuję. Tylko zmiany mają to do siebie, że fajnie, jeśli chociaż w części są zaskoczeniem, więc opowiadanie o nich nie jest specjalnie celowe. Ale pewnie pana nie zaskoczę, bo jak pan robił research do rozmowy, to wie pan, że zapowiedziałem w tym roku trzy duże zmiany. Strona internetowa ruszyła. Dwie pozostałe przed nami.

Na przykład zmieni się sposób kadrowania?

[uśmiech]

Zacznie się wysuwać ten monitor, który był w pierwszym wydaniu z nowego studia?

Nie, nie, nie zacznie się wysuwać. To nie jest studio kosmiczne, tylko normalny dziennik.

To tylko w pierwszym wydaniu się tym pochwaliliście?

Pochwalił się poprzedni prowadzący. Oczywiście, że będą to różnie zabiegi, także techniczne, ale nic więcej pan ode mnie nie wyciągnie, bo jak powiedziałem dobrze jest, jak zmiany są zaskoczeniem. Przynajmniej w części.

Czyli zmiany od początku września?

Od jesieni. Nie mogę panu powiedzieć, że to będzie od 1 września.

Dlaczego pan zlikwidował ten bloczek materiałów z zagranicy w Faktach, który wcześniej był obecny w każdym wydaniu?

Bo albo się ma pomysł i temat, którym chce się zainteresować widza, chwycić go za gardło i trzymać go przez dwie albo trzy minuty, bo on jest interesujący, albo się nie urządza śmietnika w dzienniku i wrzuca tam wszystko to, co stanowi jakiś tam rodzaj wypełniacza, bo przyszło i uznajemy, że można się po tym jakoś prześliznąć. Albo coś jest news'em i pokazujemy go porządnie, dogłębnie, albo nie bawimy się w zawracanie ludziom głowy. Proszę zauważyć, że większość stacji pozdejmowała bloczki naszym wzorem.

To było przez tyle lat obecne i chyba teraz trochę brakuje takiego podsumowania wydarzeń z zagranicy.

Nie, mnie absolutnie nie brakuje. Uważam, że jeśli coś jest tematem, to jest tematem na trzyminutowego news'a, z pogłębieniem, z informacją, z różnymi punktami widzenia, z różnymi wypowiedziami. Jeśli przychodzą super interesujące fotki, to proszę zwrócić uwagę, że my bardzo często stosujemy takie figury na 30 sekund. Pokazujemy same zdjęcia, bo one same w sobie się wtedy bronią.

Jak bardzo zmieniła się oglądalność Faktów odkąd Pan został szefem?

Wyraźnie.

Czyli, konkretnie?

Znacząco. Około dwóch, prawie trzech procent udziałów.

Biorąc pod uwagę fakt, że zdjęto Fakty z anteny TVN24, to jest znacząca róznica?

Tak. To duża różnica. I proszę pamiętać, że Fakty są oglądane tylko w części kraju. Wiadomości w całym.

Jak Pan pracował w TVP, to chyba Pan twierdził inaczej.

Nie, nie twierdziłem.

Zawsze się chwaliliście wynikami.

Wszyscy się chwalą wynikami. Oczywiście, że jest tak, że porównujemy widownię, natomiast najistotniejszym jest wskaźnik dotyczący udziałów. Udział to jest liczba ludzi, którzy w danym momencie siedzą przed telewizorami i wybierają dany program. To jest podstawowy wskaźnik. To jest wyznacznik skuteczności naszej pracy. On jest znakomity abstrahując od tego, że rzeczywiście liczba osób, które siadają przed telewizorem regularnie żeby oglądać fakty też rośnie. Te wyniki są latem mniejsze, zimą większe, dlatego udział jest lepszym wskaźnikiem.

Przechodząc do TVN mówił Pan, że chce przegonić Wiadomości. Uda się?

Jakbym nie wierzył, że się uda, to bym tak nie mówił. Zawsze jak człowiek przychodzi, to stawia sobie jakiś cel.

Ile jeszcze zostało?

Dwa lata.

Ale udziałów?

Nie powiem panu. Widział pan kiedyś wyniki oglądalności? Proszę zobaczyć [w tym momencie Kamil Durczok pokazuje na monitorze swojego komputera wewnętrzną stronę TVN na której codziennie rano publikowane są szczegółowe wyniki oglądalności programów z dnia poprzedniego i omawia wykresy - przyp. Ł.R.]. Na przykład wczoraj jest się czym pochwalić w przypadku Faktów. Wczoraj Wiadomości miały 36 proc. udziałów i 9,5% Polaków siedziało przed telewizorem. Natomiast Fakty miały 37,4% udziałów. Więc wyprzedziliśmy wczoraj w udziałach Wiadomości o 1,4%. Natomiast w grupie 16-49 Fakty były lepsze o 4%. Spośród tych, którzy o 19:00 siedzieli przed telewizorem znacznie więcej wybrało Fakty, niż spośród tych, którzy siedzieli o 19:30 przed telewizorem, wybrało Wiadomości.

Kiedyś mówił Pan, że chce, żeby ludzie przed 19:00 wstrzymywali oddech.

To prawda.

Wstrzymują?

Mam nadzieję, że coraz częściej.

Mi się wydaję, że bardziej wstrzymują przed "Teraz My". Mają więcej głośnych news'ów.

Ryzykownie. Ja bym nie porównywał newsów z publicystyką.

A to nie chodzi o walkę o własnego news'a?

Chodzi o walkę o news'a, ale niech pan nie porównuje "Faktów" i "Teraz My", bo to nie ma sensu. Za chwilę możemy równie dobrze porównywać "Fakty" z "Forum". Jak pan zechce porównywać "Fakty" z innymi programami informacyjnymi, to nieskromnie powiem, że jesteśmy jedynym programem informacyjnym, któremu rośnie widownia. Nikomu poza nami. I to nie jest prawda, że innym spada. Nam rośnie.

Obawia się Pan rywalizacji z Wydarzeniami?

Nie obawiam.

Chciałby Pan może jakiegoś reportera im podkupić?

Mamy najsilniejszy zespół newsowy w Polsce. Nie muszę nikogo kupować.

Na początku mówił Pan, że chce widzieć u siebie dwie osoby z TVP. To był Jacek Gasiński i kto jeszcze?

Hmm... To już nieaktualne.

Spotykamy się w dniu, w którym nie prowadzi Pan "Faktów". Czym się różni dzisiejszy dzień Pańskiej pracy od tego, gdy ma Pan "Fakty"?

Tym, że do wieczora mogę siedzieć w jeansach, trampkach i koszuli [uśmiech].

Czym się Pan zajmuje cały dzień?

Niech pan popatrzy. Cały stos sprostowań, zaproszeń, pism... I myśleniem o tym, żeby "Fakty" były jeszcze lepsze.

Jak dzwoniłem do Pana dwie godziny temu, to miał Pan kolegium, tak?

Tak. Mój dzień pracy zaczyna się około 8:00 lekturą tego wszystkiego, co tutaj jest.

Lekturą wyników oglądalności także?

To przychodzi dopiero po 10:00 i na to bardzo nerwowo czekamy. Proszę spojrzeć, tu jest już przedyskutowana lista wydarzeń na dziś [W tym momencie Kamil Durczok pokazuje na swoim komputerze bardzo długą listę wydarzeń z kraju i z zagranicy - przyp. Ł.R.]. Czyli analizujemy, to, co się na dzisiaj zapowiada.

Kto to przygotowuje?

Korzystamy z bardzo różnych źródeł informacji.

Zauważyłem tutaj także e-mail od Dariusza Kmiecika. Czemu on tak rzadko ma stand up'y?

Czy ja wiem, czy rzadko? Od czasu do czasu ma.

Jak pojawił się w "Faktach", to my przez kilka dni staraliśmy się go uchwycić, żeby zrobić zdjęcie na stronę dla naszych czytelników, ale niestety się nie udało. Musieliśmy to zrobić w inny sposób.

Nie miał zrobionych tutaj w stacji?

W serwisie prasowym nie było.

To błąd. Powinienem o to zadbać.

Tak samo Paweł Abramowicz rzadko pokazuje się na ekranie. Dawniej był.

Ja nie jestem aż takim znawcą historii Faktów, ale moim zdaniem się nie pokazywał dlatego, że Paweł jest zaciętym wrogiem pokazywania się. To jest jeden z bardziej opornych - jeśli o to chodzi - facetów, więc nie będę go zmuszał do czegoś, na co on nie ma specjalnej ochoty. Robi za to fantastyczne materiały.

Wracając do dnia pracy, to czym Pan się jeszcze zajmuje?

Tak jak mówiłem, o ósmej czytanie gazet, czytanie kalendarium… W części to jest taka jazda obowiązkowa, jak to zawsze w newsach. W części to jest jazda dowolna, czyli to, co my uznajmy za istotne, ważne, ciekawe. Potem o 9:30 jest pierwsze spotkanie u Adama Pieczyńskiego, potem duże kolegium, a potem się zaczyna praca reporterów.

Wieczorem Pan ogląda "Fakty" i wraca do domu, czy jeszcze ogląda "Wiadomości"?

Zwykle oglądamy początek "Wiadomości", już nie całe, ale siadamy z Grzesiem Jędrzejowskim i oglądamy. Oglądamy początek "Wiadomości", te dwa, trzy pierwsze materiały i do domu. Po 12 godzinach wypadałoby...

Istnieje jeszcze ten faktowy stolik, czy to było tylko w starym budynku?

To było w starym budynku. Teraz wszyscy się spotykamy po śniadaniu.

Gdy Pan przechodził do "Faktów", to Bogdan Rymanowski się trochę zbuntował. Potem odszedł. Co by było, gdyby został? Prowadziłby Pan "Fakty" co trzy tygodnie?

Nie ma sensu gdybać.

Jest między Wami w dalszym ciągu konflikt?

Nie było żadnego konfliktu, więc nie może być w dalszym ciągu.

Ale prasa tak spekulowała, więc czemu odszedł?

Nie wiem, to musiałby pan jego zapytać. Nie mogę za niego odpowiadać. Nie było konfliktu, nie ma konfliktu, ludzie różne decyzje podejmują w swoim życiu zawodowym.

Jak bardzo sprzęt tutaj w TVN, w studiu "Faktów", rózni się od tego w TVP? Trudniej się pracuje, trzeba się było wiele nauczyć?

Trzeba się było nauczyć czegoś nowego, natomiast pracuje się znacznie łatwiej. Nie wiem jakim sprzętem dysponuje teraz publiczna telewizja, bo półtora roku mnie już tam nie ma. Natomiast za moich czasów, to był zupełni inny system pracy, inne nośniki, inny obieg materiałów. To była kaseta przenoszona bądź wrzucana do maszyny. Tutaj jest pełny obieg komputerowy więc to jest zupełnie inna technologia.

Nie wydaje się Panu, że za mało wykorzystujecie możliwości studia?

Ciągle jest tak, że szukamy, że mamy wrażenie, że to studio mogłoby być jeszcze bardziej wykorzystane.

Czyli można przypuszczać, że od września będzie tego więcej?

Pan to powiedział.

Pan nie zaprzeczył.

Ani nie potwierdziłem. Pan wyciąga ode mnie takie informacje, a ja muszę panu odpowiadać, jak jakiś trzeciorzędny polityk. Nie powiem niczego. Jesienią zawsze jest nowe otwarcie telewizyjne. Wiadomo, że do maja to jest sezon, latem mniej osób siada przed telewizorami. I zwykle siadają później.

To może warto aby powróciły "Fakty wieczorne"?

Nie warto. Warto się bić o kilka milionów ludzi przed telewizorami i o to, żeby być głównym źródłem informacji dla największej liczby Polaków.

Dlaczego nie warto, aby było - tak jak dawniej - podsumowanie dnia przed północą w "Faktach"?

Dawniej było, a teraz nie ma. Ludzie mają wiele innych źródeł informacji, ludzie mają też Internet, mają kanał informacyjny TVN24, gdzie się mogą przełączyć i obejrzeć.

Chodzi o to, że jakiś serial może mieć wyższą oglądalność niż "Fakty wieczorne"?

Pewnie też, ale to pytanie do Edwarda Miszczaka. Ja walczę o to, żeby o 19:00 przed telewizorami siadało maksymalnie dużo ludzi.

Nie uważa Pan, że popadł trochę w rutynę? Te "Fakty" z 1 maja były nieco inne. Łączenie z USA, z Moskwą, spojrzenie na żywo na polskie kurorty.

Nie zgadzam się z panem w najmniejszym stopniu. Nie dalej jak trzy tygodnie temu miał pan Fakty z Rębiechowa. Mieliśmy połączenie z Niemcami, Moskwą, Nowym Jorkiem, z trzema miejscami w Polsce. Jeśli chodzi o poziom, to był program nieporównywalny z żadnym innym wydaniem w Polsce.

Ale tak było zawsze. Łączenia z wielu miejsc na świecie były także za poprzednich prowadzących.

A widzi pan jakieś inne rewolucyjne technologie w innych światowych dziennikach, których ktoś w Polsce już nie stosuje?

Szuka Pan kogoś na miejsce Mariusza Pietrasika ze Szczecina?

Tak, aczkolwiek nie jest to moje pierwszorzędne zmartwienie. W tej chwili chciałbym się skupić na kilku innych elementach.

A korespondent w Moskwie?

Będzie.

Paweł Płuska?

Nie, Paweł nie będzie, on nas wspomaga teraz na odcinku wschodnim, ale docelowo będzie tam inna osoba.

Kiedyś Pan powiedział, że chciałby zobaczyć Anitę Werner w Playboyu.

Raz to powiedziałem na jakimś spotkaniu ze studentami i teraz mnie wszyscy męczą o to. To był żart.

A w głównych "Faktach" zobaczymy ją kiedyś?

Z całą pewnością, jeśli tak będzie, to Anita się dowie o tym pierwsza. Przy całym szacunku dla czytelników pańskiego serwisu.

Na razie nie ma takich planów?

To pan powiedział. Ja nie mówię, że nie ma takich planów, tylko mówię o tym, że jeśli będzie taki zamiar i plan to Anita będzie o tym wiedziała pierwsza.

A tych reporterów, których chce Pan znaleźć na brakujące miejsca...

Ja już nie mam brakujących miejsc wśród reporterów.

Mówię o Szczecinie, Moskwie. To będzie ktoś z radia, czy z telewizji, stąd, czy z innych stacji?

Bardzo profesjonalnie pan dociska, ale niczego panu nie powiem. Pracujemy nad tym. Rynek wschodni, to nie jest łatwy rynek, niewiele jest tam dobrych dziennikarzy.

Trudno znaleźć kogoś równie dobrego, jak Wiktor Bater?

Pewnie tak, ale ponieważ uznaliśmy, że się rozstajemy, to zadaniem moim jest nie ocenianie tego, jakim reporterem był Wiktor, tylko, jak zrobić tak, żeby poziom nie ucierpiał, a był wyższy.

Pamięta Pan Telekamery z 2002 roku? Dość dziwna sytuacja, bo obydwoje z Tomaszem Lisem mieliście taką samą ilość głosów.

A dlaczego mnie Pan o to pyta?

Bo różne plotki krążą na ten temat.

Nie wiem, jakie plotki na ten temat krążą.

Tam było pięćdziesiąt parę tysięcy głosów. Co do jednego głosu mieliście tyle samo?

To pytanie do organizatorów, mają audyt, światowa, potężna firma audytorska daje swoją parafę na prawidłowość tych wyników.

Nie ma Pan wrażenia, że to trochę dziwne?

Tak, tak jak wygrana w totolotka. Też jest dziwna, bo grają miliony, a wygrywa jeden.

Kto jest Pańskim dziennikarskim autorytetem?

Trudno powiedzieć. Nie mogę powiedzieć, że to jedna osoba jest moim autorytetem. Na pewno jest wiele osób, które sobie cenię, jest wiele osób w różnych miejscach dzisiejszego rynku dziennikarskiego i mediów.

Kilka nazwisk, spośród polskich dziennikarzy?

Lubię oglądać Monikę Olejnik, lubię czytać Jacka Żakowskiego, lubię czytać Zarembę, chociaż mnie irytuje wielokrotnie, lubię teksty w "Tygodniku Powszechnym", lubię to, o czym pisze Piotr Mucharski, z oczywistych powodów mam do niego wiele sympatii, więc z podwójną ciekawością czekam na to, co pisze. Lubię teksty Krzysztofa Kozłowskiego, bo są tekstami mądrego faceta, który wiele w życiu przeszedł. I oczywiście mógłbym powiedzieć standardowo, że Ryszard Kapuściński. Oczywiście, że jest, tylko ostatnio gwałtownie rośnie liczba dziennikarzy, którzy się chętnie przyznają do czytania Kapuścińskiego. Ciekaw jestem, jakby tak z nimi podyskutować, co przeczytali, czy byli by w stanie wymienić jakieś tytuły.

Jaki był największy kompromis, na jaki Pan poszedł w życiu, zawodowy?

Codziennie chodzimy na jakiś kompromisy. Nie umiem odpowiedzieć na tyle szczerze i jednocześnie ciekawie .

Co Pan sądzi o serwisie tvnfakty.pl?

Na pewno będę częściej zaglądał, jak pan umieści tę rozmowę. Ciekawie się z panem rozmawia, bo pan nie poprzestaje na zdawkowych odpowiedziach. A serwis będę śledził.

Warszawa, 26 czerwca 2007 r., wywiad przeprowadził Łukasz Ropczyński

Łukasz Ropczyński

Dodaj komentarz

Aby dodać komentarz, wypełnij poniższe pola. Każdy komentarz musi przejść proces weryfikacji.

Pola oznaczone * są wymagane.

Lista komentarzy

Lista dodanych komentarzy

NASZE WYWIADY
FAKTY TVN