Jest dla mnie bardzo imponujące, jak szybko w TVN24 jest się w stanie podjąć decyzję i ją zrealizować. Dla mnie to było niesamowite, jak kilka godzin po tragedii w Nicei mieliśmy tam o poranku już czterech reporterów - mówi Piotr Kraśko w wywiadzie dla nas.
Łukasz Ropczyński, tvnfakty.pl: W ostatni piątek prowadził Pan specjalne, dwugodzinne wydanie "Faktów z zagranicy" po wydarzeniach w Nicei. Chyba Pan nie przypuszczał, że 5 minut po tym, jak opuści Pan studio telewizyjne, Nicea nie będzie już najważniejszym tematem.
Piotr Kraśko: To prawda. Najbardziej szokujące było to, co powiedział redaktor naczelny "Financial Times" w piątek rano, czyli dzień po brytyjskim referendum, kiedy jasne już było, że zwolennicy Brexitu wygrali. Na kolegium redakcyjnym spokojnym i cichym głosem powiedział tylko: dziwny dzień, dymisja rządu Wielkiej Brytanii jest dopiero tematem numer trzy. To prawda, że wydarzenia tak szybko następowały po sobie, że w dniu tragedii w Nicei mało kto pamiętał o Brexicie. Dzień później mówiliśmy tylko i wyłącznie o Turcji, a nie o tym, co działo się w Nicei. Oczywiście po kolejnych 24 godzinach to wszystko wraca do nas. To co się stało w Nicei wciąż jest tragedią i nie przestało nią być, a Brexit wciąż jest problemem wszystkich – także w Polsce. Ale świat bardzo przyspieszył i jedno wydarzenie przynajmniej na jakiś czas niemal kompletnie usuwa w cień poprzednie.
W ogóle dużo się ostatnio dzieje z punktu widzenia Pańskiego programu. Mieliśmy Euro we Francji, Brexit, szczyt NATO, odejście Camerona, atak w Nicei i zamach stanu w Turcji. Żyjemy w ciekawych czasach?
Niestety tak. Po raz pierwszy po referendum w Wielkiej Brytanii miałem poczucie, że świat zmierza może nie w gorszą stronę, ale nie wiem już w jaką stronę. Wszystkie te wielkie wydarzenia na świecie od 1989 roku, działają na naszą korzyść. Krok po kroku, ale bez wątpienia było coraz lepiej. Rok 1980 - Solidarność, rok 1989 - wybory 4 czerwca, potem wejście do NATO, do Unii Europejskiej, w końcu do strefy Schengen. Oczywiście, że wiele rzeczy w Polsce wciąż wymaga naprawy. Wiele mogłoby funkcjonować lepiej, ale uważam, że nikt nie wykonał większej pracy niż Polacy przez 25 lat. Tyle, że to co działo się dookoła działało też absolutnie na naszą korzyść. Mieliśmy szczęście trafić na niezwykły moment w historii. Otworzyło się okno i Polacy przeskoczyli przez nie natychmiast. Teraz byłoby już dużo trudniej. Władimir Putin nigdy by nie dopuścił do rozpadu Związku Radzieckiego. Ukraińcy widzą niestety jak krwawa jest ich droga do pełnej niepodległości.
Przed chwilą powiedział Pan, że przełomowym momentem był Brexit. Nie tak dawno mieliśmy wojnę na Ukrainie. To też był sygnał, że to, co się dzieje w Europie zaczyna zmierzać w złym kierunku.
To była nieco inna sytuacja. Ukraińcy mieli to nieszczęście, że nie byli w strukturach NATO i nie byli w Unii Europejskiej. Nie byli częścią tego podwójnego sojuszu, który daje nam najlepsze gwarancje bezpieczeństwa, jakie kiedykolwiek mieliśmy w historii. To jest przykład, jak żyje się w szarej strefie gdzieś pomiędzy sojuszami. Wydarzenia na Ukrainie po raz pierwszy w moim dorosłym życiu sprawiły, że Polacy pytali na ulicy, czy możliwa jest wojna. Po tym jak dokonano aneksji Krymu i jak rosyjskie czołgi hulały po Donbasie można się było tego bać.
Był Pan korespondentem we Włoszech. Myśli Pan, że za chwilę pojawi się kryzys polityczno gospodarczy w tym kraju?
Nie. Nie jestem w tej sprawie pesymistą. Włochy, to jest kraj, który był bez przerwy targany kryzysami, który miał rekordowo dużo rządów w historii powojennej Europy. Średnia długość rządów tam wynosi mniej niż rok. Nie myślę, żeby miało dojść do włoskiej katastrofy. Włosi są codziennie na granicy jakiejś katastrofy, a jednak codziennie rano budzą się, zamawiają kolejne cappuccino i jakoś wszystko funkcjonuje normalnie.
Włoskie banki są w coraz gorszej sytuacji, a niemal połowa Włochów w sondażach opowiada się za wyjściem z Unii Europejskiej.
Myślę, że to przetrwają. To jest kraj tak kreatywnych, zdolnych i utalentowanych ludzi, że nie z takimi problemami sobie dadzą radę.
Zagranica jest pana pasją od wielu lat. Nie męczyło Pana prowadzenie "Wiadomości" i mówienie głównie o sprawach krajowych?
Nie. Jak byłem korespondentem w Stanach Zjednoczonych miałem świadomość tego, że bez względu jak bardzo fascynowałaby mnie polityka amerykańska, to jednak to były sukcesy i porażki nie mojego prezydenta, nie mojego rządu i nie mojego kraju. W pewnym momencie mi tego brakowało. Oczywiście, że coś, co dzieje się w Polsce mnie sto razy bardziej złościło, niż to, co działo się w Stanach. Jednocześnie coś pozytywnego z Polski mnie sto razy bardziej cieszyło, niż gdyby to samo wydarzyło się w Ameryce. Trzeba wiedzieć, który kraj jest moim krajem i co do tego nigdy nie miałem wątpliwości bez względu na to, jak ciekawa byłaby polityka amerykańska. Nic nie wywołuje tak przyspieszonego bicia serca, jak to co dzieje się w Sejmie na Wiejskiej.
Miał Pan kiedyś takie marzenie, aby prowadzić wieczorny dziennik przez kilkadziesiąt lat, tak jak najlepsi prowadzący robią to w Ameryce?
Nie wiem czy to jest wykonalne. Amerykanie mają ciągłość demokracji przez prawie 250 lat. Nam sporo do tego brakuje. Dan Rather, Tom Brokaw i Peter Jennings mogli prowadzić swoje dzienniki przez 25 lat. Wydaje mi się, że u nas nigdy nikomu to się nie przydarzy. To są rzeczy bardzo fascynujące i ciekawe. Jakbyśmy rozmawiali rok temu, to pewnie nie myślałbym wtedy, że będę prowadził „Fakty z zagranicy”, a jestem w tym programie teraz – tak jak i w Dzień Dobry TVN – szczerze zakochany. Czuję, że to jest absolutnie moje miejsce na ziemi. Bardzo mi się tu podoba.
Przeszło Panu przez myśl, że mógłby Pan poprowadzić "Fakty" o 19:00 w TVN?
Nie zastanawiałem się w ogóle nad tym. Naprawdę. Strasznie mi się podobają "Fakty z zagranicy". Uwielbiam zespół, który ten program tworzy. To są tak utalentowani, a do tego mili i serdeczni ludzie, że jestem zachwycony przychodząc codziennie rano do pracy. Oprócz tego, że jest to wspaniała praca, to cieszę się, że spędzam z nimi czas.
Wydaje się, że wciąż jest wakat po odejściu Kamila Durczoka.
Nie wiem, czy jest wakat. "Fakty" mają świetnych prowadzących, którzy doskonale dają sobie radę w tym składzie.
Jeszcze w ostatnim kwartale 2015 r. "Wiadomości" TVP wygrywały z "Faktami" walkę o oglądalność. W czym byliście lepsi?
Nie wiem, czy byliśmy lepsi. To był naprawdę bardzo dobry i pracowity zespół, ale "Fakty" mają fantastycznych reporterów, świetnych wydawców, świetnych prowadzących. Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. To jest tak dużo pracy, kiedy odpowiada się za jakiś program informacyjny, że człowiek zastanawia się jak dzisiaj wykonać swoją pracę, a nie nad tym, jak układany jest inny serwis. Jestem bardzo dumny z tych ludzi, którzy pracowali wtedy w "Wiadomościach", ponieważ uważam, że bardzo się starali i bardzo ciężko pracowali na swój sukces.
Kamil Duroczk powiedział mi kiedyś w trakcie wywiadu, że "Fakty" mają oglądalność, a "Wiadomości" mają włączalność. To prawda?
Wydaje mi się, że to się jednak skończyło. To już nie jest tak, że działa magia godziny 19:30. To się skończyło 10 lat temu. Może ludzie w moim wieku albo starsi są jeszcze przyzwyczajeni, że TVP na pilocie jest pod 1. Młodsi już nie. Ja mam teraz w domu pod 1 TVN, ponieważ tak jest w NC+. Bardzo się cieszę, że tak wiele osób ogląda program TVN i tak wiele osób ogląda "Fakty", które absolutnie – jestem głęboko przekonany – są teraz najlepszym programem informacyjnym. Coraz więcej osób ogląd też TVN24 i TVN24BiS. Na to jednak trzeba zapracować codziennie rano. Codziennie rano pracuje się na efekt, który widać o 19:00 w "Faktach", czy o 19:55 w "Faktach z zagranicy".
Może Pan zdradzić, czego najbardziej zazdrościł Pan "Faktom", gdy był Pan szefem "Wiadomości"?
Fantastycznych, bardzo doświadczonych reporterów. To doskonały, rewelacyjny zespół. Teraz odpowiadam bardzo szczerze. Zazdrościłem "Faktom" pewnych standardów, które im na pewno nie zajmowały czasu. To jak wyglądają grafiki, jak wyglądają mapy i wszystkie animacje, podpisy... Wydaje się, że to są drobiazgi, ale to są te drobiazgi, które mogą okazać się kluczowe, jeśli ktoś ocenia jakość programu. Uważam, że "Fakty" mają to na najwyższym, światowym poziomie.
Długo mieszkałem za granicą. Jeśli wyłączylibyśmy dźwięk w telewizorze i porównywalibyśmy samą jakość obrazka, jakość studia, jakość materiałów, jakość jingli, belek, grafiki jaka jest w TVN24 to jest światowa czołówka. To nie jest europejska czołówka. To jest światowa czołówka. To jest coś, z czego możemy być dumni, że taka firma w Polsce powstała.
Czy Pan w "Wiadomościach" TVP starał się coś zmienić w kwestii grafiki, czy studia?
Tak. Wielu ludzi w TVP starało się wykonywać swoją pracę jak najlepiej. 25 lat pracowałem w TVP, którą dobrze wspominam. Dziś tym bardziej jestem zachwycony TVN. Ta różnica jest tak ogromna. Podoba mi się, jak wspaniale jest tu zorganizowana cała produkcja, jak wspaniały to jest zespół, jak błyskawicznie pracuje i jak każdy wie, jakie jest jego zadanie.
W najnowszym "Newsweeku" na okładce znaleźli się prowadzący "Wiadomości" w wojskowych mundurach z tytułem "Fabryka kłamstw". Przykro Panu, czy może po cichu odczuwa Pan satysfakcję?
Widziałem tę okładkę. Nie jest mi ani przykro, ani nie odczuwam satysfakcji.
Jako szef "Wiadomości" miał Pan wpływ na dobór pozostałych prowadzących?
Do pewnego stopnia tak, chociaż Krzysztof Ziemiec prowadził "Wiadomości" jeszcze zanim byłem szefem "Wiadomości". Beata Tadla właściwie przyszła razem z chwilą, kiedy ja zostałem szefem "Wiadomości".
Chyba niezbyt dobrze czuje się Pan z myślą, że Krzysztof Ziemiec prowadził główne wydania za Pana czasów, a teraz firmuje swoją twarzą "Fabrykę kłamstw", jak napisał "Newsweek"?
Bardzo dawno nie oglądałem "Wiadomości".
Ale wie Pan, co się dzieje. Czyta Pan gazety, relacje...
Nie chcę wyrabiać sobie zdania na podstawie cudzych relacji. Żeby ocenić, musiałbym zobaczyć. Naprawdę widziałem "Wiadomości" od stycznia, kiedy przestałem w nich pracować, może dwa razy.
Gdy odszedł Pan z TVP pojawiły się plotki, że rozważa Pan zaangażowanie w projekt internetowy. Były takie plany?
Były takie plotki. Tyle mogę powiedzieć.
Bartosz Węglarczyk, Jarosław Kuźniar i Tomasz Lis odeszli z telewizji do internetu. Dlaczego ostatecznie został Pan przy telewizji? To bezpieczniejsze?
Dla mnie telewizja jest wciąż pasjonująca. Jest tu jeszcze wiele rzeczy do odkrycia. Wiele każdego dnia się uczę. Nie wiem, na ile ja jestem na lata przygodą dla telewizji, ale telewizja dla mnie wydaje się przygodą na bardzo wiele lat.
W "Wiadomościach" pracował Pan dla widowni, którą liczy się w milionach. Teraz pracuje Pan dla widowni, którą liczy się w setkach tysięcy. Jak Pan się z tym czuje?
Fantastycznie! Jakby ktoś siedział przed kamerą i myślał sobie, że teraz mówi do czterech milionów, to by zwariował. To nie ma znaczenia, czy nas ogląda dziesięć osób, czy cztery miliony. Widownia TVN24BiS i "Faktów z zagranicy" jest coraz większa i to już są duże liczby. Program trzeba przygotowywać tak samo dobrze i tak samo się starać. Przez 25 lat pracy w mediach nigdzie nie widziałem takiej staranności i takiej dbałości o szczegóły jak w TVN. Bez względu na to, o której porze jest nadawany dany program i na której antenie. Wszyscy tutaj dążą do perfekcji. To jest fantastyczne. Każda z osób, z którymi tu współpracuje ma pasję, talent i daje z siebie wszystko.
Zdążył się Pan już zaaklimatyzować w TVN? Czuje się Pan tu jak u siebie?
Bardzo. Zważywszy jeszcze na to, że dużo więcej ludzi znam teraz w TVN niż znam w TVP. Poza dosłownie paroma osobami w TVP nie ma już moich znajomych. Jak myślę o swoim drugim domu poza domem, to bez wątpienia jest nim TVN.
Zdradzi Pan kulisy powstawania "Faktów z zagranicy"? To Pański pomysł, czy może Jolanty Pieńkowskiej albo jeszcze kogoś innego?
Nie, to był pomysł TVN. Jak zaczęliśmy mówić o ewentualnej współpracy, to już ten format był wypracowany. W pierwszych miesiącach dopracowywaliśmy jeszcze wiele szczegółów, chociażby to jak wielu gości mamy zapraszać, jak długie mają być materiały, a ile mają trwać łączenia na żywo. To jest urok programów codziennych, że można codziennie coś poprawiać. Można codziennie reagować na scenariusz, jaki układa świat.
Ma Pan zamiar - podobnie jak w "Wiadomościach" - przygotowywać wyjazdowe wydania "Faktów z zagranicy"?
Może tak się zdarzyć oczywiście, kiedy na świecie będzie się działo coś istotnego. Jest dla mnie bardzo imponujące, jak szybko w TVN24 jest się w stanie podjąć decyzję i ją zrealizować. Dla mnie to było niesamowite, jak kilka godzin po tragedii w Nicei mieliśmy tam o poranku już czterech reporterów. Ta szybkość działania i szybkość podejmowania decyzji jest naprawdę fantastyczna. Jestem pełen podziwu dla reporterów, którzy pracują od świtu do nocy, a czasem nawet całą dobę. Jednocześnie pracują cały czas na najwyższym zawodowym poziomie.
Styliści z TVN pracowali nad Pańskim wizerunkiem? Wcześniej Pan chyba nie miał zarostu na wizji :)
Zarost wziął się z braku potrzeby golenia po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat i tak już jakoś zostało. Nie zmienia to faktu, że uważam, iż TVN ma najlepszych stylistów w Polsce. To bez wątpienia.
Ale Pan dzisiaj wychwala TVN! Jaką oglądalność mają obecnie "Fakty z zagranicy"?
Nie mam pojęcia. Pamiętam, że w trakcie wczorajszego programu był taki moment, że oglądało nas milion widzów. To oczywiście nie średnia całego programu, ale był taki moment. Cieszę się bardzo, że widzów jest coraz więcej. Jako szef "Wiadomości" musiałem to sprawdzać codziennie. Teraz jako prowadzący zastanawiam się tylko nad kolejnością materiałów, łączeniami na żywo, tematami i rozmowami. Oglądalnością zajmują się szefowie.
Czyli ma Pan mniej pracy? Dochodzi godzina 18:00, za dwie godziny prowadzi Pan program, a my wciąż możemy rozmawiać.
Tak, ale ja jestem w pracy od godziny 12:00. Już większość rzeczy mamy omówionych i przygotowanych. Chociażby przed chwilą nagrywaliśmy byłego prezydenta Gruzji - Micheila Saakaszwilego. To jest cały dzień obserwowania, sprawdzania informacji co się dzieje, co zmienić. Najdrobniejsza informacja nagle może okazać się kluczową.
Bardziej jest Pan związany z "Faktami z zagranicy", czy z "Dzień dobry TVN"?
Z dwoma programami tak samo. Dziesięć razy w miesiącu prowadzę "Fakty z zagranicy", a cztery razy w miesiącu "Dzień dobry TVN". Miłość do obu programów jest dokładnie taka sama. Podoba mi się to połączenie. To jest fajne, bardzo odświeżające za każdym razem.
Oglądam Pana w "Dzień Dobry TVN" i odnoszę wrażenie, że rola prowadzącego pasmo poranne to dla Pana za mało. Przygotowywał Pan własne tematy, chociażby z Włoch.
Kinga Rusin też tak robi – też przygotowuje własne materiały. We wrześniu zrobimy materiał o ratownikach górniczych. Jadę do Katowic i tam mam zamiar zjechać do kopalni na dół razem z ratownikami i pokazać, jak oni pracują. Warto pokazać ich pracę i warto pokazywać nie tylko zagranicę.
Czy chciałby Pan przenieść jakieś wzorce z amerykańskich morning show do "Dzień Dobry TVN"?
Zawsze uważałem, że "Dzień dobry TVN" to jest najlepszy program poranny w Polsce i w ogóle jeden z najlepszych programów jakie są w polskich mediach. Ja jestem na etapie pełnego podziwu dla "Dzień dobry TVN", a nie wpadania na pomysł, żeby jakieś wzorce podpowiadać. To jaką pracę wykonują dokumentaliści, wydawcy, reporterzy, to naprawdę fantastyczny poziom materiałów. Oglądam je nie tylko z satysfakcją, ale i z podziwem.
Jarosław Kuźniar, który także przeszedł do telewizji śniadaniowej z newsów nie wytrzymał w niej zbyt długo.
Każdy ma swój moment. Każdy powinien robić to, co sprawia mu frajdę. Jarek wybrał drogę, która jemu sprawia frajdę. Ja jestem zachwycony tą zmianą w TVN. Jarek może chciał jakiegoś nowego etapu. Dla mnie jest fascynujący ten etap, który się właśnie zaczął.
W TVP pracował Pan ćwierć wieku. Do TVN będzie Pan równie mocno przywiązany?
Za ćwierć wieku ja już będę w wieku mocno emerytalnym. Do emerytury? Pasuje mi!
Podoba się Panu Jessica Alba?
...Jessica Alba?
Przeglądałem Pańskiego Twittera. Obserwuje Pan samych polityków, publicystów, dziennikarzy i jedną Jessicę Albę.
To jest hit! Może coś niechcący wcisnąłem? Nie żebym się wypierał! Jessica Alba bardzo mi się podoba! Nie jest to wiedza powszechna, ale Jessica Alba stworzyła ogromne przedsiębiorstwo, sprzedaje masę produktów, które sama wymyśliła. Jej firma jest warta parę miliardów dolarów. To będzie najbogatsza aktorka w Stanach Zjednoczonych. Wykonała gigantyczną pracę.
Odwiedza Pan nasz serwis tvnfakty.pl?
Jeszcze nie, ale zacznę.
Lista dodanych komentarzy
Dodaj komentarz
Aby dodać komentarz, wypełnij poniższe pola. Każdy komentarz musi przejść proces weryfikacji.
Pola oznaczone * są wymagane.