Przez dalsze aktywne korzystanie ze Strony tvnfakty.pl i Forum bez zmian ustawień w zakresie prywatności, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Autora Strony i Zaufanych Partnerów, w szczególności na potrzeby wyświetlania reklam dopasowanych do Twoich zainteresowań i preferencji, tworzenia statystyk odwiedzin Strony i zapisywania postów na forum oraz komentarzy pod artykułami. Pamiętaj, że wyrażenie zgody jest dobrowolne a wyrażoną zgodę możesz w każdej chwili cofnąć. Poprzez dalsze korzystanie ze Strony i Forum, bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki, wyrażasz zgodę na zapisywanie plików cookies i podobnych technologii w Twoim urządzeniu końcowym oraz na korzystanie z informacji w nich zapisanych. Ustawienia w zakresie cookie możesz zawsze zmienić. Informacje na temat Administratora Danych Osobowych, swoich praw oraz danych jakie zbiera Strona i Forum znajdziesz w "Polityce Prywatności".
Polityka Prywatności i Regulamin    Jak wyłączyć cookies?

AKCEPTUJĘ

ODZIAŁY LOKALNE
Kraków
Łódź
Warszawa
Poznań
Toruń
Wrocław
Szczecin
Katowice
Gdańsk
Białystok
PARTNERZY
Prawnik dla firm, konsumentów i osób fizycznych
Kompleksowa obsługa instalatorów
Praktyczne warsztaty dla instalatorów!
Sklep Montersi.pl
SONDA
Czy będziesz oglądał nowy program Hotel Paradise w TVN7?

Jakub Sobieniowski

Jest święte miasto szyitów - Karbala. Meczety Husseina i Abbasa zwalają z nóg. A granica z Iranem to jest egzotyka nawet w Iraku. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi, na przejściu granicznym, na pustyni - to widok którego się nie zapomina - mówi Jakub Sobieniowski w wywiadzie dla serwisu tvnfakty.pl.

W odpowiedzi na mojego e-maila z propozycją wywiadu napisał Pan m.in.: "po Iraku jestem gotowy na wszystko:)". Po tym żarcie domyślam się, że wyjazd do Iraku był naprawdę trudnym etapem w Pańskiej karierze. Proszę opowiedzieć jak wyglądała Pana praca w Iraku?

Nie ukrywam, że Irak dał mi w kość. Nie można się przyzwyczaić do relacjonowania tak krwawych zamachów do jakich tam dochodziło. Trudno się przyzwyczaić do tego, że wszędzie jest broń. Widać ją, słychać, zwłaszcza w nocy. Nawet w bagdadzkich hotelach można trafić na tabliczki z apelem aby cenne rzeczy i broń pozostawiać w recepcji. Nigdy nie wiadomo co może sprowokować rozwścieczonych kolejnym zamachem demonstrantów. Trzeba uważać także na wyjątkowo nerwowych policjantów. Są nerwowi bo teraz, to oni, najczęściej, są celem terrorystów. No i oczywiście trzeba pracować tak aby żołnierze koalicji nie mieli wątpliwości, że to co trzyma się w rękach to kamera, mikrofon i statyw, a nie broń. Z daleka można się pomylić.

To ciemna strona Iraku, ale jest i ta jasna, ciekawa, chyba najciekawsza ze wszystkiego co do tej pory robiłem. Jest święte miasto szyitów - Karbala. Meczety Husseina i Abbasa zwalają z nóg. A granica z Iranem to jest egzotyka nawet w Iraku. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi, na przejściu granicznym, na pustyni - to widok którego się nie zapomina. Tam nikt nie strzelał, mimo, że iraccy policjanci ostrzegali nas przed bandytami i zmusili do podróżowania w towarzystwie uzbrojonej w kałasznikowy eskorty.

Ile osób pojechało razem z Panem do Iraku? Gdzie mieszkaliście? Jak to wszystko wygląda "z drugiej strony"?

Przez pierwsze trzy tygodnie naszym guru był Amar - syn Polki i Irakijczyka. W Bagdadzie nie ma rzeczy i miejsca, których nie widział i nie zna. To on nam powiedział co wolno, a czego absolutnie nie należy robić w Iraku. Powiedział... i pojechał na narty do Polski. Jakoś radziliśmy sobie bez niego bo producent - Karol Witenberg - stał się wiceamarem ;). Był wcześniej w Iraku i bardzo dużo o nim wie. Wie także bardzo dużo o sprzęcie - także satelitarnym. Dzięki temu stał się jedną z najbardziej wpływowych osób w polskiej bazie Babilon. Tylko On potrafił tak szybko i tak dobrze ustawiać anteny satelitarne żołnierzy, a że jest również dobrym dziennikarzem, wiedział jak te wpływy wykorzystać ;). Karol w Iraku zostanie do połowy kwietnia.

Za zdjęcia odpowiedzialny był Łukasz Majewski. Pracujemy razem w Krakowie. Doskonały operator i jak się okazało w Iraku także doskonały montażysta. Do tego, tylko on potrafi prowadzić samochód w Iraku. To duża sztuka - bez użycia świateł, kierunkowskazów i przepisów drogowych, za to z dużą dawką klaksonu.

Mieszkaliśmy w głównej bazie Wielonarodowej Dywizji - w obozie Babilon. Pierwsze dni to była prawdziwa zaprawa. Kurz i hałas przeszkadzały, zwłaszcza, jeśli nigdy wcześniej, nie nocowało się pod namiotem. No niestety, pod tym względem byłem kompletnym nowicjuszem. Kontenery jakie dostaliśmy po kilkunastu dniach wydawały się prawdziwymi salonami.

Czy w Iraku zdarzały się jakieś trudne i niespodziewane sytuacje, problemy techniczne itp.? Co Pan wtedy robił?

"Trudną sytuacją" był właściwie każdy materiał dotyczący zamachu, a więc było takich trudnych sytuacji sporo. Najgorzej wspominam miasteczko Iskandarija. W zamachu, zginęło tam ponad pięćdziesiąt osób. Kłopotem było już dojechanie na miejsce. Omijanie amerykańskich i irackich posterunków zajęło nam trzy godziny. Gdy dotarliśmy pod posterunek gdzie eksplodowała bomba - jako jedyna ekipa z Polski - wybuchły zamieszki i strzelanina. Byli kolejni ranni. Mieliśmy trochę szczęścia, że w tym momencie staliśmy w tłumie demonstrantów. Potraktowali nas "jak swoich". Ci, którzy robili zdjęcia bliżej policji stali się celem ataków... nie tylko kamieniami. Na szczęście żaden z fotoreporterów nie ucierpiał. Nie zawiódł nas sprzęt. Kamery i zestaw montażowy przetrwały nawet dwie burze piaskowe.

Z pewnością przed wyjazdem rozmawiał Pan z innymi reporterami, którzy tam już byli. Jakich rad Panu udzielali?

Maciek Woroch i Marcin Firlej zdążyli mi udzielić wielu rad. Jak wielu? Jeszcze raz powtarzam - wcześniej nie spałem nawet pod namiotem. A tak zupełnie poważnie - bardzo dobrze, że pierwsze dwa dni w Iraku spędziliśmy wspólnie z Maćkiem Worochem, Arturem Łukaszewiczem i Mirkiem Kowalskim - poprzednią ekipą. Dzięki nim poznaliśmy obóz i wiele miłych osób, którym później wiele zawdzięczaliśmy.

Dobrze, że nie sprawdziły się ostrzeżenia przed skorpionami, ale wypatrywałem ich prawie dwa miesiące. Zobaczyłem, chyba w ostatni dzień, w słoiku, na targu.

Teraz trochę zmieńmy temat... Dawniej pracował Pan w RMF FM. Doświadczenie tam zdobyte przydało się podczas pracy w "Faktach", czy raczej telewizja bardzo różni się od radia i wszystkiego trzeba uczyć się od nowa? Czy przed RMF pracował Pan gdzieś jeszcze?

Uczyć to się trzeba cały czas, ale przyznaję, że RMF dał mi bardzo dużo. Tam nauczyłem się szybkiego konstruowania wiadomości, tam oswoiłem się ze stresem towarzyszącym relacjom "na żywo". No i poznałem wielu miłych ludzi. Zresztą z wieloma wciąż pracuję, już w TVN. Jednak, jako dziennikarz, debiutowałem w Gazecie Wyborczej w Krakowie. Dziennikarze radiowi zawsze są blisko tych telewizyjnych i na odwrót. Muszą być na miejscu, żeby nagrać. Nagrać fajny "dźwięk" i nie zagadać swojego materiału. Reporter telewizyjny musi gadać jeszcze mniej. Mają mówić zdjęcia. A do tego potrzebny jest dobry operator, z którym dobrze się współpracuje. Tak w radiu jak i w telewizji wszystko może zepsuć kiepski montaż.

Odwiedza Pan czasami stronę tvnfakty.pl? Czy w ogóle w krakowskim newsroomie ktoś o takiej stronie słyszał?:)

Bardzo dobra strona. Jak mógłbym powiedzieć coś innego? Jak moglibyśmy nie odwiedzać tej strony skoro "na celowniku" jest krakowski oddział?

A wracając do tematu Iraku - chciałby Pan tam jeszcze pojechać?

Nie wykluczam...

19.03.2004 | Wywiad przeprowadził: Łukasz Ropczyński
 

Łukasz Ropczyński

Dodaj komentarz

Aby dodać komentarz, wypełnij poniższe pola. Każdy komentarz musi przejść proces weryfikacji.

Pola oznaczone * są wymagane.

Lista komentarzy

Lista dodanych komentarzy

NASZE WYWIADY
FAKTY TVN