Ogród ma być taki, żebyśmy się my w nim dobrze czuli. Nie musi być jakiś szczególny...
Łukasz Ropczyński, tvnfakty.pl: Co to znaczy, że internet jest dla Pani mieszanką wybuchową?
Maja Popielarska: Bo w internecie jest wszystko, w dużej ilości, czasami w nadmiarze. Jest dużo niepotrzebnych rzeczy. Z jednej strony miłe, z drugiej strony bardzo niemiłe opinie, dużo dobra i dużo zła. To wszystko powoduje, że to jest jeden wielki kocioł.
Ale mimo wszystko zgodziła się Pan na wywiad dla naszego serwisu. Odwiedza Pani tvnfakty.pl?
To jest medium tak samo ważne teraz jak telewizja i czuję się zaszczycona w takim towarzystwie się znaleźć, również wśród moich kolegów, którzy udzielali już wywiadów dla tvnfakty.pl.
Pani przygoda z telewizją zaczęła się od castingu w RTL7 na prowadzącą program informacyjny "7 minut".
W ogłoszeniu na casting w ogóle nie widziałam informacji, że szukają ludzi do newsów. Gdybym się doczytała, w ogóle bym sie nie zdecydowała. Newsy nigdy mnie nie pociągały. Poszłam, ponieważ chciałam zobaczyć, jak to wygląda. Doświadczenia w szukaniu sobie pracy nie miałam wtedy jeszcze dużego. Początkowo potraktowałam to jako wakacyjną przygodę, dopiero później zaczęłam traktować to poważnie.
W 1999 roku Mariusz Walter zaproponował Pani przejście do TVN... Długo się Pani zastanawiała nad przyjęciem tej propozycji?
To była niesamowita historia. Tak się złożyło, że RTL7 w pewnym momencie musiał zmienić swoją formułę i nowe miejsce dla mnie, które tam się znalazło, zupełnie mi nie odpowiadało. Pojawiła się też inna propozycja. Pan prezes ma niesamowitego nosa, wie, w którym momencie się pojawić. Zostałam zaproszona na rozmowę i już tego samego dnia okazało się, że jestem bardzo poważnie brana pod uwagę.
Miała Pani wtedy również oferty z innych stacji?
Miałam.
Zdradzi Pani jakie?
To już było tak dawno temu, że nie warto. Cieszę się z tego wyboru.
Skąd pomysł na program "Maja w ogrodzie"?
To też pan prezes Mariusz Walter maczał w tym palce. Miałam taki pomysł, ale trochę nieśmiałość mi nie pozwalała, żeby powiedzieć to głośno. Była późna zima, kiedy Mariusz Walter zapytał mnie, czy nie znam kogoś, kto mógłby zająć się czymś takim. Mogę przypuszczać, że to było dość podchwytliwe pytanie, na które odpowiedź sam już znał. Z przyjemnością zaoferowałam siebie i tak się zaczęło.
We wrześniu szóste urodziny Pani programu. Czy w 2004 roku, gdy startowała produkcja "Mai w ogrodzie", spodziewała się Pani takiego sukcesu?
"Sukces" jest bardzo trudnym słowem i dla każdego oznacza co innego. Ja nie zastanawiam sie czy to jest sukces. Bardzo sie cieszę, że jesteśmy tak długo i nadal się rozwijamy. Pojawiliśmy się też na dużej antenie TVN. Wszystko wskazuje na to, że się na niej utrzymamy. To jest dla całego naszego zespołu wielkie zaufanie i wielka sympatia. Być w telewizji, w tym współczesnym, szybkim świecie przez sześć lat, to jest sukces. Za chwilę będzie już trzysta odcinków. Jakiś czas temu byłam w centrum ogrodniczym, które dość często odwiedzam i to było apogeum kupowania jednorocznych kwitnących roślin. Szłam wśród tych osób, które z takim zacięciem patrzyły na rośliny, chcąc wszystko kupić. Sama się do siebie uśmiechnęłam i pomyślałam, że trochę przyczyniliśmy się do tego szaleństwa. Mam poczucie małej satysfakcji.
Dlaczego w Pani programie jest tak dużo wielkich, okazałych ogrodów, pełnych przepychu i luksusu, a tak rzadko przydomowe ogródki przeciętnych ludzi?
Nasze kategorie nie wynikają z tego, czy ktoś ma pieniądze, czy nie. Dla nas liczy się pomysł i rzeczywiście jest sporo ogrodów, w które zostało zainwestowanych dużo pieniędzy. Nie zawsze jednak finanse gwarantują sukces. Ogród to jest dusza człowieka, to jest jego ciężka praca i różne pomysły. Bardzo często pokazujemy piękne ogrody, których bogactwo to różnorodność roślin, które zbiera się przez lata, kamienie z pola, gałęzie, śpiewające ptaki i żaby w stawie. Można, ale nie trzeba mieć granitów, włoskich lamp, żeby ogród robił wrażenie.
Być może to banalne pytanie, ale czym dla Pani jest ogród?
Banalne pytanie, ale odpowiedź bardzo trudna. To jest drugi dom, odskocznia, miejsce magiczne. To jest z jednej strony miejsce intymne, a z drugiej miejsce, gdzie się przyjmuje bliskich i trochę dalszych. Albo chce sie pobyć samemu. Ogród powinien być azylem, miejscem, w którym każdy powinien czuć się dobrze, a zwłaszcza właściciel. To, że dominują w nim najczęściej rośliny - chociaż nie zawsze - jest przyrodniczym uzupełnieniem naszego życia.
Mamy modę na ogrody. Czy nie uważa Pani, że w wielu przypadkach to jest taki wyścig pomiędzy sąsiadami?
Nawet jeśli jest taki wyścig, to absolutnie go usprawiedliwiam, tylko bez haków na sąsiadów, bez podrzucania sobie kretów. Taka rywalizacja ogrodowa jest całkiem sympatyczna. Nie spotkałam się jeszcze z tym, żeby ktoś na sąsiada wpływał bardzo negatywnie. Jeśli już, to w drugą stronę. Pamiętam wiele lat temu, kiedy sprowadziłam się do pewnej pięknej miejscowości, przyjaciele moich rodziców mieli cudowny ogród. Moja mama, która nie była do tamtej pory zafascynowana tym, co jest wokół domu, nagle zaczęła się niesamowicie interesować. Wciągnęło to ją, potem sąsiadów i innych mieszkańców. Plonem jest przepiękna okolica. Takie działanie jest jak najbardziej przyjemne i wartościowe.
Widziała Pani wiele przydomowych ogrodów. Czy jest coś co Panią irytuje?
Nie mogę mówić o takim uczuciu jak irytacja. Nie muszę się ze wszystkim zgadzać. Prywatny ogród jest miejscem - z nazwy - prywatnym. Nie mogę go krytykować ani w niego ingerować.
Ale co się Pani nie podoba w ogrodach?
Szkodniki.
Dźwiękowe sygnały odstraszają kreta?
Nie. W pierwszej fazie tak, ale później już nie.
Jaki jest najpiękniejszy ogród, który Pani widziała?
Państwa z Sandomierza, którzy wygrali nasz konkurs kilka lat temu. Pod Tucholą... Byłam w wielu cudownych, pięknych ogrodach ze wspaniałymi w nich ludźmi.
Czego nigdy nie zrobiłaby Pani w swoim ogrodzie?
Nie przepadam za orientem w ogrodzie. Wolę klasyczny ogród z dużą ilością roślin, kolorowy i pachnący. Nie ascetyczny, nie wyłącznie z kamienia i roślin iglastych. Czasem jest jednak tak, jak z ubraniem. U kogoś mogą mi się buty podobać, ale sama ich nie muszę mieć. Blisko mi natomiast do bogatych, angielskich ogrodów.
Czy pracując w ogrodzie przywiązuje Pani uwagę do marek używanych produktów, czy narzędzi?
Nie wiem czy do marek, ale do jakości produktów na pewno tak. Wiem, które są dobre, którymi mi się doskonale pracuje, które mogę polecić. Patrzę na wygodę, na to, żeby były ergonomiczne, żeby przy cięższych pracach trzeba było włożyć jak najmniej wysiłku przycinając, czy grabiąc. Na urodę, estetykę wykonania też.
Już kilka lat w Polsce trwa moda na grillowanie. Jak Pani sądzi, ten trend się umacnia, czy może już wkrótce powrócimy do ogniska i kiełbaski na patyku? Pani grilluje?
Pewnie, że grilluję. Grill jest trochę wygodniejszy, bo zajmuje mniej miejsca. Z ogniskiem jest problem, bo po pierwsze trzeba mieć miejsce, po drugie przepisy nie pozwalają na to, żeby je robić w ogrodzie. Na ognisko trzeba też mieć czas. Z drugiej strony klimat jest niepowtarzalny. Przy grillu rzadziej się śpiewa, czy gra na gitarze. Myślę wiec, że ogniska nie wygasną. A pomóc w tym mogą gospodarze miast i miasteczek, ktorzy będą wyznaczać odpowiednie miejsce na taką formę rekreacji - z ławkami, wiatą, a nawet wodą. Przy takim publicznym ognisku, w zeszłym roku, organizowaliśmy z przyjaciółmi imprezę urodzinową dla naszych dzieci. Były zachwycone, my też.
W swoich programach zwraca Pani uwagę na oryginalność. Czy w Pani ogrodzie znajdziemy podobne akcenty jak na przykład rosyjska bania pod altaną, którą kiedyś Pani pokazała w swoim programie?
Fajna była ta bania, ale takiej nie mam. Nie użyłabym tu słowa oryginalny, tylko niepowtarzalny. Bo każdy jest taki na swój sposób. Niektóre elementy ogrodu, które mogą się gdzieniegdzie powtarzać, zawsze będą. Ogród ma być taki, żebyśmy się my w nim dobrze czuli. Nie musi być jakiś szczególny.
Grilla w kształcie smoka też Pani nie ma?
Nie mam. Mam bardzo mały ogród.
Czy ma Pani jakieś rady dla alergików chcących założyć "bezpieczny" dla siebie ogród?
Nie ma bezpiecznego ogrodu dla alergików.
Czyli alergik nie może mieć ogrodu?
To jest bardzo trudne pytanie. Kiedyś nawet robiliśmy taki temat do "Dzień Dobry TVN". Ogród w rozumieniu alergika nie ma granic. Są rośliny, które są mniej alergizujące, ale nie jest to duża grupa. Poza tym bardzo wiele zależy od pogody, od tego, czy pada deszcz, jaki wieje wiatr. Nie ma rady. Trzeba się mądrze leczyć.
Mądrze...?
Mamy tę przypadłość, że nie patrzymy na swój organizm jak na całą, bardzo ciężko pracującą maszynę, w której jest mnóstwo urządzeń, które muszą ze sobą współgrać. Patrzymy bardzo wybiórczo. Też miałam alergię, a teraz jej nie mam, zniknęła. Wiem, że jak jestem niewyspana, zmęczona, natychmiast wyłażą niedoskonałości. Jest to doskonała pożywka dla chorób. To powinna być pozytywistyczna praca u podstaw.
Zdradzi Pani coś więcej?
Miałam naprawdę bardzo silną alergię, ale pomogły proste metody. Zdrowe odżywianie, wysypianie się, pobudzanie układu odpornościowego i doprowadzenie całego organizmu do homeostazy - zdrowej stabilizacji. Wtedy organizm przed wieloma wrogami broni się sam. Polecam też masaż kaukaski.
Ostatnia zima była bardzo mroźna i śnieżna. Jak przygotowuje Pani swój ogród na ten ciężki czas?
Wrażliwe rośliny chronię słomianymi matami, zimozielone okrywam cieniówką lub agrowłókniną. Różom robię kopczyki. Pilnuję żeby śnieg nie połamał gałęzi, więc brodzę w zaspach z miotłą i sypię mi się za kołnierz :). Rzadko też decyduję się na rośliny, które są wrażliwe na nasze mrozy.
TVN Meteo ma kilkakrotnie wyższą oglądalność niż TVN CNBC. Jak Pani myśli, z czego to wynika?
To bardzo proste. Biznesem nie interesuje się tyle osób, ile interesuje się pogodą. Pogoda dotyczy każdej osoby, niezależnie od wieku, od tego, co wykonuje. Każdy jest w jakiś sposób od niej uzależniony.
Od gospodarki także.
Tak, ale w globalnym rozrachunku. Natomiast pogoda wpływa bezpośrednio na każdego z nas - rano, po południu, wieczorem, wiosną, latem...
Gdy dzwoniłem, aby umówić się na wywiad, miała Pani bardzo napięty terminarz. Czym poza nowymi odcinkami "Mai w ogrodzie" zajmuje się Pani jeszcze?
Zajmuję się domem, a także wyjazdowymi wydaniami pogody. Codziennie mam dyżury w pogodzie, a potem jeszcze zdjęcia do programu.
Jedną z Pani pasji są podróże. Nie myślała Pani o programie na ten temat?
Dużo jest rzeczy, które kuszą jeszcze, ale nie można być wszędzie.
W przyszłości Pani tego nie wyklucza?
Może. Poza tym podróże można połączyć z ogrodami.
Jakie jest Pani ulubione miejsce, w które Pani się udaje, gdy chce odpocząć?
Kocham Suwalszczyznę, bardzo lubię nasze morze, uwielbiam jeziora. W ogóle kocham Polskę, uwielbiam ją poznawać, ale kusi mnie także świat. Jednak z braku czasu nie wyjeżdżam zbyt często. Częściej służbowo, co też cieszy.
Dlaczego w 2007 roku chciała Pani przejść do telewizji Puls?
W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, kiedy chce coś zmienić. Może to chwila słabości, jakieś wyzwanie, poza tym oferta była kusząca.
Co Pani oferowali?
Dobre perspektywy.
Przecież w TVN miała Pani wtedy dwa własne programy - w TVN Meteo i TVN Style - prowadziła Pani prognozę pogody na trzech antenach...
Czego można chcieć więcej?
Właśnie. Wielu Pani sympatyków nie rozumie tej decyzji.
Wielu rzeczy się nie rozumie. To już było dawno temu. Dla grupy, która tam przeszła, skończyło się to bardzo nieprzyjemnie i bardzo przykro.
Co jednak skłoniło Panią do pozostania w TVN?
Kilka rozmów z osobami, które są wysoko nade mną, sa mądrzy i przewidujący...
Czy będą kolejne odcinki programu "Grunt to zdrowie" na antenie TVN Style?
Nie wiem. Bardzo lubiłam ten program, byłam szalenie emocjonalnie z nim związana, bo ta tematyka zdrowia interesuje mnie i pociąga.
Jest Pani jedyną z pogodynek... No właśnie, "pogodynka" to ładne słowo?
Nie przepadam za nim.
Prezenter pogody?
To chyba też nie.
Prowadząca pogodę?
Chyba tak najbardziej neutralnie. "Pogodynka" dosyć infantylnie, "prezenter pogody" bardziej męsko...
Kiedyś powiedziała Pani "nie tylko deszcz, ale również opady". Pamięta Pani jeszcze jakieś inne językowe wpadki?
Nie sposób jest tych wpadek uniknąć. Praca na żywo nie zawsze jest łatwa i nie zawsze wszystko idzie jak po maśle. Bywają sytuację nie do przewidzenia i nie zawsze można zachować zimną krew. A przy nagranich trzeba być czujnym.
Jakie ma Pani plany na przyszłość?
Dobre, ale to zależy od widzów.
Widownia "Mai w ogrodzie" powiększa się z kolejnymi latami?
Tak.
Odwiedza Pani serwis tvnfakty.pl?
Tak, zdarza mi się, ale ja jestem mało nowoczesna i nie siedzę przed komputerem codziennie. Komputer jest częścią życia ważną, ale nie najważniejszą.
Rozmawiał: Łukasz Ropczyński, Warszawa, 28.06.2010
Lista dodanych komentarzy
Dodaj komentarz
Aby dodać komentarz, wypełnij poniższe pola. Każdy komentarz musi przejść proces weryfikacji.
Pola oznaczone * są wymagane.