Musimy dbać o jakość debaty publicznej w Polsce, nie ulegać tabloidyzacji i takie miejsca jak TVN CNBC Biznes są potrzebne, żebyśmy jako społeczeństwo świadomie rozwiązywali problemy, jakie przed nami stoją.
Łukasz Ropczyński, tvnfakty.pl: Czym przekonał Pana TVN CNBC Biznes, że porzucił Pan dla niego dużo większy Polsat i codzienny program w TOK FM?
Marek Tejchman: Tym, że mogłem połączyć to co najbardziej kocham - czyli prowadzić wywiady z dalszą pracą w telewizji, której dalej chciałem sie uczyć. Ja kocham robić wywiady, rozmawiać, zajmować się gospodarką w sposób mimo wszystko hermetyczny dla szerokiego odbiorcy. Taki odbiorca był w "Wydarzeniach", czy na przykład jest odbiorcą w "Faktach". Media w Polsce - tak jak na całym świecie - przechodzą proces głębokiej specjalizacji i powstają kanały tematyczne. Te kanały tematyczne z jednej strony muszą się charakteryzować mniejszą ilością odbiorców, bo jest ich wiele, ale z drugiej strony jest możliwość dzięki temu robienia w pewnych wycinkach bardzo poważnego dziennikarstwa politycznego, na które jest miejsce w TVN24, a nie ma miejsca w TVN. Jest różnica pomiędzy dwudziestominutowym programem dla masowego odbiorcy, a dwunastogodzinnym programem dla wyspecjalizowanego odbiorcy. Mi nic nie sprawia takiej frajdy jak ośmiominutowa rozmowa. Dzięki temu mam zdecydowanie większą przyjemność, większą frajdę i mam wrażenie, że trafiając do tego określonego widza, mogę mówić o trochę innych sprawach. Mogę mówić o rzeczach, które bardzo mnie interesują, a nie interesują mnie takie sprawy, które bardzo często są tematami w "Faktach", czy "Wydarzeniach" lub "Wiadomościach". Mnie nie interesuje polityka, tylko bardziej gospodarka i TVN CNBC pozwala mi na to. Jeśli chodzi o TOK FM, to było w ten sposób, że ja osobiście radio uwielbiam i to było najfajniejsze też pod względem dziennikarskim miejsce, w którym pracowałem. Miałem jednak ochotę jeszcze pracować w telewizji, bo telewizja mi się podoba. Dlatego też zdecydowałem, że nie będę wracał do TOK FM, tylko pójdę gdzieś dalej.
Z internetowej notki biograficznej wynika, że w "Wydarzeniach" był Pan jednocześnie prezenterem, wydawcą, producentem i reporterem. W Polsacie musiał się Pan zajmować wszystkim?
To jest bardzo fajny pomysł Tomasza Lisa...
Bo to Tomasz Lis Pana ściągnął do "Wydarzeń"?
Tak. Kojarzył mnie właśnie z TOK FM, gdzie był gościem w piątki. On miał taki pomysł, żeby odtworzyć w "Wydarzeniach" to, co ja robiłem w TOK FM. Czyli taki dosyć żywiołowy sposób prowadzenia informacji gospodarczych. Zaproponował mi tę pracę. Ja bardzo kochałem pracę w TOK FM, ale z drugiej strony chciałem się nauczyć czegoś nowego, chciałem spróbować czegoś nowego. Poza tym Tomasz Lis, to jest taka osoba, której trudno odmówić w polskim dziennikarstwie więc poszedłem spróbować. A w Polsacie był taki pomysł, ponieważ uważano, że należy wiedzieć, jak się robi telewizję, zanim zostanie się tylko i wyłącznie prezenterem. Trzeba wiedzieć ile czasu zajmuje pojechanie na nagranie setki, ile czasu zajmuje zrobienie materiału, jak wygląda ten proces przygotowania telewizji od strony technicznej. To jest prawdziwa szkoła. Tomasz Lis kiedyś w sejmie robił materiały, Roman Młodkowski, który sam trzymał kamerę, gdy robił niektóre materiały dla "Faktów". Mam wrażenie, że warto te wszystkie rzeczy wiedzieć. Oczywiście nie trzeba. Można być tylko i wyłacznie prezenterem, ale fajnie jest spróbować różnych rzeczy. To było w ten sposób, że ja po prostu miałem dyżur i w poniedziałek i we wtorek byłem wydawcą pasma "Wydarzeń" o 15:50, następnego dnia pracowałem jako producent wydania na 18:50, następnego dnia byłem reporterem, a w piątek czytałem "Wydarzenia" z godziny 15:50. W ciągu tygodnia zdarzało się, że robiłem pięć różnych rzeczy, co było rozwijające Chociaż wtedy czasami mnie to męczyło, ponieważ dyżury reporterskie to jest bardzo ciężka praca. Reporterzy to są ludzie przed którymi chylę czoła.
To prawda, że śmiał się Pan zza szyby z Tomasza Lisa i innych komentatorów z godziny 8:00, gdy tylko zaczynali mówić o gospodarce?
Nie, nie...
Podobno ci z 9:00 śmieją się z tych o 8:00...
Żartując można powiedzieć, że ci z 8:00 mogliby się śmiać z tych z 9:00, gdy zaczynają rozmawiać o polityce. Parę razy słuchałem tego, co oni mówią o gospodarce i nie zgadzałem się z tym, co oni mówią. Na przykład czasami nie zgadzałem się z tym, co mówi Tomasz Lis, a czasami z tym, co mówi Jacek Żakowski. Oni reprezentują zupełnie różne poglądy. Ja się mogę uśmiechnąć, bo oni świetnie żartowali i w radiu było zawsze wesoło, ale jest różnica pomiędzy mną, a Tomaszem Lisem, czy mną, a Jackiem Żakowskim, czy panem Władyką. Dla mnie te osoby to wzory i autorytety. Marzę o tym, żeby kiedyś móc się porównywać z nimi.
Jakim Tomasz Lis jest szefem? Takim, jakim opisują go gazety?
Tomasz Lis jest najlepszym dziennikarzem telewizyjnym w Polsce, który zrobił rewolucję w polskiej telewizji. Tomasz Lis jest wymagającym szefem i mogę powiedzieć, że rezultaty przez niego osiągane świadczą o tym, jak bardzo jest skuteczny. Najlepszym szefem z jakim ja pracowałem w życiu była Ewa Wanat w radiu TOK FM.
Pan był jej zastępcą przez rok...
Tak. To ładnie brzmiało "zastępca redaktor naczelnej", ale to była w dużym stopniu funkcja wydawcy anteny. Decydowałem wspólnie z wydawcami o tym, czy wchodzimy na przykład na transmisję jakiejś konferencji, czy nie, co robimy z zarządzaniem anteną, czasami musiałem się zajmować jakimiś organizacyjnymi rzeczami włącznie z pisaniem listów do pani Kruk z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. To były te czasy, kiedy te listy były, ale ja właśnie z dystansem podchodzę do tego swojego stanowiska. Strasznie fajna sprawa, jak się decyduje o tym, jak się ma rozwijać antena. To jest takie budowanie wzajemnego przenikania sie i budowania kolejnych tematów. Troche podobne do surfingu.
Teraz ma Pan więcej, czy mniej obowiązków niż w Polsacie?
To zależy. W Polsacie pracowałem jednocześnie w radiu i w telewizji i to był jeden z elementów, dla których zdecydowałem się na przyjęcie oferty TVN CNBC. Ta oferta pozwalała mi połączyć TOK FM z Polsatem. Mogłem robić dziennikarstwo publicystyczne, które bardziej mi odpowiada od dziennikarstwa czysto newsowego przy jednoczesnym pracowaniu w telewizji i poczuciu, że dalej uczę się takich rzeczy warsztatowych, jeśli chodzi o telewizję. Wtedy było tak, że ja od 7:00 do 10:00 rano pracowałem w radiu, potem wsiadałem do samochodu, przejeżdżałem na drugą stronę Wisły i pracowałem w Polsacie, co było w dłuższej perspektywie nie do pogodzenia. Tutaj teoretycznie mam to wszystko bardziej uporządkowane, ale zdarzają się takie momenty, kiedy pracuje się zdecydowanie więcej.
W jaki sposób wieloletnie radiowe doświadczenie pomaga Panu teraz, a jakie radiowe nawyki przeszkadzają?
To są bardzo zblizone media, ale bardzo różne jednocześne. Ja się bardzo ruszam przed kamarą, gestykuluje. W radiu dla emisji głosy bardzo ważną rzeczą jest ruch ciała. Jeśli człowiek ma swobodę tego ruchu, to łatwiej jest dbać o czystość i barwę głosu. Mam takie nawyki, że się rzucam na antenie, ale to też wpisuje się w jakiś mój pomysł, jak to ma wyglądać.
Jak wygląda dzień pańskiej pracy w telewizji? O której Pan przychodzi? W jakim stopniu sam Pan przygotowuje program?
Jest bardzo różnie. Ja kończę pracę o dwunastej w nocy, bo mam jeszcze wejście do TVN24, w domu jestem około pierwszej. Jak się jest w domu o pierwszej, po pracy, człowiek jest naładowany energią związaną z programem, bo to jest jednak emocjonujące wydarzenie, to czytam książkę, obejrzę jakiś film wieczorem i jest trzecia, czwarta. Jeżeli o tej porze kłade się spać, to trudno, żebym się obudził o siódmej, ósmej, bardziej relane jest wstawanie o dziewiątej, dziesiątej, czasem później. Otwieram wtedy skrzynkę mailową, sprawdzam, co się wydarzyło i dzwonię do swojego wydawcy. Pracujemy w takich zespołach trzyosobowych: wydawca, producent, prezenter. Rozmawiamy o tym, co dziś warto zrobić w programie, co już wcześniej zaplanowaliśmy, bo robimy pewne rzeczy z parodniowym wyprzedzeniem, ustalamy jakie tematy robimy, kto do kogo zadzwoni, i zapraszamy gośćmi. W pracy idealnie jest się pojawić -. Bardzo często jest też tak, że jestem o 8:00 rano w pracy i siedzę tam do północy, gdy robię dodatkowe rzeczy. W piątki ja to robię raz na 4-5 tygodnie nagrywa się taki program "Business Poland", który jest dla CNBC - tego światowego. To program po angielsku. To jest pierwszy robiony w Polsce program, który jest emitowany na międzynarodowej antenie na regularnych zasadach. Prowadzi go Roman Młodkowski, jest jego autorem, a ja i Błażej Karwowski zastępujemy czasami Romka, kiedy on jest zajety.. Bardzo często jest też tak, że ktoś dzwoni z TVN24 i prosi, żebym o 14:00 coś skomentował, więc przyjeżdżam tę godzinę wcześniej, a jeszcze wcześniej w domu sprawdzam, uczę się i czytam. Jest trochę tak, że to jest praca jednak całą dobę, pod telefonem, pod e-mail'em, przy internecie. Z drugiej strony jak się dzieje coś ważnego w moim życiu, to mogę zadzwonić do wydawcy i powiedzieć "Słuchaj Przemek, nie przyjadę o 15:00, tylko przyjadę o 18:00". I Przemek powie "OK", ale staram się żeby takich sytuacji było mało, bo później jest za mało czasu, żeby przygotować program. Mam wolne weekendy, co jest rzadkością w dziennikarstwie.
Ma Pan tak zamiar kilkadziesiąt lat?
Ja mam taki ekspansywny sposób bycia na antenie i to będzie trochę śmiesznie wyglądało, gdy ja będę miał 50 lat i tak będę na antenie uśmiechnięty machał rękami. Zobaczymy, to jest tak, że nigdy nie mówi się nigdy.
Planuje Pan swoją przyszłość?
Trudno jest mi wyobrazić siebie nie pracującego w mediach. Jestem z wykształcenia prawnikiem, pracowałem kiedyś w kancelarii radcowskiej. Robiłem różne rzeczy. Pracowałem w organizacji społecznej, która zajmowała się edukacją. Myślalem nawet o pracy w policji w pewnym momencie, ale poszedłem do mediów i bardzo się zakochałem w tej pracy. Trudno mi sobie wyobrazić pracę poza mediami. W Polsacie pracowałem jako wydawca, nie widzę powodu, dla którego w pewnym momencie nie miałbym przestać występować na antenie albo występować trochę rzadziej. Jestem zaangażowany w projekt TVN CNBC i bardzo bym chciał, żeby on wypalił. Teraz wyjechałem na dwa tygodnie na staż za granicę do naszego partnera CNBC i obserwowałem w jaki sposób oni pracują. Na pewno chciałbym jeszcze takie wyjazdy wykonywać. Konkretnych planów, takiej zaplanowanej ścieżki kariery z założeniem że za pięć lat chcę być tu i tu, nie mam. Staram się przyjąć takie założenie, żeby się rozwijać, uczyć, być gotowym na jakieś nowe, ciekawe wyzwania, a jak na razie wyzwaniem takim codziennym jest dla mnie "90 minut" wieczorem.
Duży ma Pan wpływ na dobór tematów i gości?
Tak. Innej sytuacji bym nie zaakceptował. Zdarzają się takie sytuacje, kiedy ma się zastępstwo i robi się dwa, trzy programy na raz, wtedy polega się na wydawcy. Na jego decyzjach, ale taka sytuacja jest wyjątkowa. Ja uważam, że nie można prowadzić programu, jeśli się nie wie, o czym jest i nie decyduje o tym, jacy są goście. To nie jest też tak, że to jest jakaś dyktatorska władza, że ja mówię "chce taki i taki temat". Nie. Spotykamy się na stołówce naszej w TVN w poniedziałek, siadamy, mamy kartkę, kalendarium wydarzeń ekonomicznych na cały tydzień, sprawdzamy jakie raporty będą publikowane w tym tygodniu, jakie dane będą publikowane i planujemy. Rozkładamy to na cały tydzień, dzwonimy, to są wspólne decyzje.
Decydujący głos ma prezenter, czy wydawca, czy nie ma takich sporów wogóle?
Udaje mi się unikać takich sporów. Nigdy nie poprowadzę wywiadu i nie wyobrażam sobie sytuacji, że ktoś mi narzuca jakiegoś gościa, ale też chyba byłoby pychą z mojej strony uważać, że ja jestem na tyle doświadczony, że jak wszyscy do okoła mówią "nie" to ja przeforsowuje jakiś temat.
Czy w zwykłych serwisach informacyjnych Pana zdaniem wystarczająco dużo jest tematów ze sfery finansów?
Nie. Niech więc ludzie oglądają TVN CNBC Biznes.
Jakie korzyści czerpie CNBC ze współpracy z TVNem?
My mamy kabel światłowodowy z Warszawy do Londynu z naszego studia giełdowego, Polska gospodarka jest coraz istotniejsza dla nich. Kiedy byłem teraz w Londynie, to CNBC zorganizowało tydzień środkowoeuropejski. Jeden z ich czołowych prezenterów pojechał najpierw do Wiednia, potem do Budapesztu, Bratysłąwy, a na sam koniec do Warszawy. Był w Warszawie w dniu, w którym Polska Grupa Energetyczna debiutowała na giełdzie. To był największy w Europie debiut giełdowy w tym roku. Jesteśmy naprawdę coraz istotniejszą gospodarką i oni patrzą na to, co się dzieje w Polsce. Bardzo często robimy wejścia na żywo dla nich. To robi Błażej Karwowski - megaprofesjonalista, podziwiam tego człowieka, chciałbym mieć takie umiejętności jak on. On bardzo często robi dla CNBC relacje z giełdy o tym, co dzieje się na polskim rynku, bo tym rynkiem interesują się zagraniczni inwestorzy. Oni mają tutaj swoją redakcję, z której mogą skorzystać. Dostają od nas setki, live'y, program plus takie wsparcie logistyczne.
Dlaczego TVN CNBC wciąż ma kiepskie wyniki oglądalności, gorsze od TV Biznes?
Nie porównywałbym nas do TV Biznes. Przy całym szacunku, my robimy jednak inną telewizję. My robimy telewizję dla inwestorów rynkowych. Poza tym my mamy zupełnie inny zasięg techniczny. Oni są na Cyfrowym Polsacie, a my nie. My nie jesteśmy kanałem, który daje swój sygnał do telewizji kablowych za darmo. Uważamy, że mamy jakość za którą warto zapłacić. Tak jest, bo jeśli się porównuje anteny to my mamy wielogodzinny program na zywo, na bieżąco relacjonujący to co dzieje sie w gospodarce w który zaangażowanych jest wielu osób, Kanały są coraz bardziej specjalistyczne, idą do konkretnego widza i w związku z tym ważne jest aby dotrzeć do odpowiedniego odbiorcy, którego sobie jasno definiujemy, żeby on był zadowolony z tego, co mu dajemy. To jest biznesowy projekt i dzięki temu trafia z reklamami do odpowiedniego odbiorcy. To jest tak, jak z nalotami dywanowymi i bombardowaniem precyzyjnym. W kampani reklamowej w TVN czy w Polsacie trafia się do masowego odbiorcy ale takiego bardzo niedookokreślonego. Trzeba wydać duże pieniądze na kampanię reklamowa, w której się trafi do milionów ludzi, ale z tych milionów potencjalnym klientem reklamodawcy będzie tylko niewielki ułamek. Takie kanały jak TVN24, TVN CNBC, TVN Turbo, czy TVN Style mają sprecyzowanego odbiorcę. Oglądalność takiego kanału jest bardzo ograniczona, ale z drugiej strony jest świadomość, że dociera się do tych ludzi, którzy są odbiorcami towarów i usług. Bez sensu jest żeby firma zajmująca się świadczeniem usług dla biznesu, reklamowała się w ogólnym kanale albo nawet w ogólnym kanale informacyjnym. Oni idą do takiego kanału jak nasz. Po prostu.
Czy TVN CNBC już na siebie zarabia?
To pytanie nie do mnie, ale jestem głęboko przekonany, że będzie dobrze.
Była groźba likwidacji stacji, jeśli w ciągu dwóch, trzech lat nie przyniesie rentowności.
Jeśli chodzi o obawy, to ja uwielbiam zdanie Roosvelta, że jedyną rzeczą, jakiej powinniśmy się bać jest własny strach. Uważam, że taki kanał jak TVN CNBC jest potrzebny Polsce, że polskie dziennikarstwo potrzebuje specjalistycznych kanałów informacyjnych, czy społecznych po to, żeby można było prowadzić poważną debatę publiczną. Potrzebujemy poważnej debaty publicznej na temat gospodarki, spraw społecznych i socjalnych. Uważam, że TVN CNBC Biznes doskonale się nadaje do takiej debaty i bez takiego kanału, bez gazet, które się zajmują gospodarką, czy sprawami społecznymi, bez stacji radiowych, które poświęcają dużo czasu gospodarce, my jako społeczeństwo mamy problem. Bo jako społeczeństwo mamy problem ze sprawami społecznymi, gospodarką i musimy te problemy rozwiązywać. Nie da się ich rozwiązać bez debaty publicznej.
Wie Pan, że TVN Meteo, gdzie w kółko jest prognoza pogody, ma sześciokrotnie wyższą oglądalność niż TVN CNBC Biznes?
Tylko tę pogodę przedstawia Dorota Gardias i Omenaa Mensah. Żartuję oczywiście. To naprawdę nie jest najważniejsza sprawa. Dla mnie nie ma problemu, że ja pracuję w kanale niszowym, bo dzięki temu mogę robić o wiele ciekawsze i ważniejsze dla mnie rzeczy i mam wrażenie, że takich ludzi jak ja, dla których to jest ciekawe, jest bardzo dużo. Mam nadzieję, że tych widzów z czasem będzie coraz więcej, ale przede wszystkim mam nadzieję, że będziemy robili z czasem coraz lepsze programy.
Czy magazyn "Nieruchomości" wróci jeszcze na antenę?
Nie wiem. To był bardzo fajny program. To jest pytanie do naszego dyrektora programowego.
Czy wyłącznie kwestie finansowe miały wpływ na jego likwidację?
Tego konkretnie nie wiem bo to po prostu nie lezy w moich kompetcjach. Generalnie w gospodarce jest kryzys, a raczej był. On się odbił na rynku reklamowym. To wymusza oszczędności. Duże produkcje są dosyć drogie. Mam znajomych w Polsacie, czy w TVP i wszędzie są gigantyczne cięcia kosztów. Tam gdzie kiedyś jechało trzech operatorów i dźwiękowiec, teraz jedzie jeden operator ze słuchawkami. Ale jakie są konkretne losy poszczególnych programów - tego nie wiem. To nie moje kompetencje.
Jeśli stacja zacznie na siebie zarabiać, to można przypuszczać, że w weekendy będzie mniej powtórek?
Ale na te powtórki wiele osób czeka, widzimy to w mailach, warto czasem spokojnie przeanalizować jakąs konkretna rozmowę. Ja się zgadzam, że te programy wszystkie, które były, były bardzo fajne, ale czy akurat one wrócą, czy będzie coś innego, tego nie wiem. Jest dużo bardzo fajnych produkcji zagranicznych, czyli programów licencyjnych, które kupowaliśmy. CNBC robi świetne filmy dokumentalne. Oni pokazują na przykład jakiś jeden tydzień z życia jakiejś dużej firmy. Kiedyś oglądaliśmy taki film, pokazujący jak funkcjonuje American Airlines, to jest po prostu genialne. Wysłać ekipę, która będzie latała tam i z powrotem samolotem i wszystkich nagrywała, to są gigantyczne pieniądze. Musi być odpowiedni rynek reklamowy, żeby można było takie rzeczy robić. Te produkcje zostały zredukowane nie tylko w TVN CNBC Biznes, ale wszędzie.
TVN CNBC reklamuje się hasłem, że "biznes jest dla ludzi". Na pewno zna Pan szczegółowe badania widowni. Do jakiego widza kieruje Pan swoje programy?
Robi się badania rozpoznawalności w różnych grupach. Ktoś kto ogląda TVN CNBC, to jest odbiorca lepiej wykształcony, lepiej zarabiający. Docieramy do niewielu widzów, ale siła nabywcza ich portfeli, to jest mniej więcej połowa siły nabywczej w Polsce. To jest trochę paradoks. W drugim progu podatkowym jest tylko około 2-3 procent ludzi. A oni jednocześnie płacą 40 procent podatków w Polsce. To jest tak, że dotarcie do tej grupy najlepiej zarabiających, jest dotarciem do potencjalnego dobrego rynku reklamowego. Mamy świadomość tego, jacy ludzie nas oglądają, ale należy robić też tak, żeby przeciętny widz, który jest niezorientowany w gospodarce, gdy wejdzie na nasz kanał, to żeby tam został.
Zarówno w TOK FM jak i w TVN CNBC prowadził Pan programy dla stosunkowo wąskiej, ale w pewnym sensie ekskluzywnej widowni. Nie marzy się Panu obecność na większą skalę?
Nie. Ja miałem propozycje zawodowe, również po tym, jak trafiłem do TVN CNBC, które oznaczałyby pracę dla większej widowni, ale z nich nie skorzystałem. Bo bardzo lubię to, co robię, bardzo lubię swój program i ten kanał. Strasznie bym chciał, żeby on wypalił, żeby zarabiał na siebie, żeby był projektem, który funkcjonuje, bo jest naprawdę w Polsce potrzebny. Uważam, że mimo wszystko - wiem, że to idiotycznie zabrzmi - jest jakaś misja związana z zawodem dziennikarza. Musimy dbać o jakość debaty publicznej w Polsce, nie ulegać tabloidyzacji i takie miejsca jak TVN CNBC Biznes są potrzebne, żebyśmy jako społeczeństwo świadomie rozwiązywali problemy, jakie przed nami stoją.
Czy nie ma Pan takiego poczucia, że większość Pańskich gości teraz w TVN CNBC Biznes i wcześniej, w magazynie EKG, doskonale wie, co należy zrobić, żeby w Polsce żyło się lepiej, ale żadna z partii politycznych od wielu lat, tego zrobić nie chce?
Jest takie poczucie frustracji. Jest tak, że od paru lat o pewnych rzeczach mówimy cały czas, ale jakoś ciągle nie udaje się ich przeforsować. Z drugiej strony pewne rzeczy udaje się zrobić. Walka nie kończy się nigdy. W tym momencie jest gorąca debata o systemie emerytalnym. Przez cały czas należy walczyć o to, żeby sytuacja w Polsce była lepsza.
Pamiętam jak jeszcze w EKG niemal w każdym odcinku Pańscy goście mówili o reformie KRUS.
Tak, to prawda, mówili i jeszcze pewnie długo mówić będą. Ja rozumiem sytuację rolników, bo oni są rzeczywiście grupą, która była przez długi czas upośledzona, ale właśnie ja mam wrażenie, że my ciągle mało rozmawiamy, o takich konkretnych rozwiązaniach ustawowych. To jest też problem. Debata w Polsce, proces stanowienia prawa w Polsce jest bardzo często oderwany od społeczno-gospodarczych skutków wprowadzenia różnych przepisów. Ocena skutków regulacji nie jest należycie zrobiona. Teraz powstaje to Rządowe Centrum Legislacji i miejmy nadzieje, że bardzo się poprawi jakość stanowionego prawa. W Polsce bardzo dużo mówimy o pewnych generalnych problemach, później jest decyzja i na przykład wprowadzamy jedno okienko, a później wchodzi przepis, który ma się do rzeczywistości jak kij do nosa. Niestety. Polskie prawo jest kiepsko pisane.
Może to oznacza, że Polacy nie rozumieją gospodarki?
Chyba rozumieją doskonale, bo w czasie kryzysu poradziliśmy sobie doskonale. Janusz Czapiński w swojej diagnozie społecznej opisuje, że sukces ostatnich dwudziestu lat, to sukces czterdziestu milionów indywidualnych Polaków. Nie jest sukcesem zbiorowości czterdziestu milionów Polaków. My jesteśmy ludźmi, którym udaje się osiągnąć sukces indywidualny, ale projekty społeczne nam nie wychodzą. Mam wrażenie, że trochę jest w tym racji. Tak jak nie wychodzi zakończenie pewnych reform gospodarczych, tak nie wychodzi budowanie autostrad. Świetnie funkcjonujemy jako zbiór indywidualności, ale czasem mamy problem rozegrania pewnych rzeczy jako naród. Nie wydaje mi się, żeby to był problem nie zrozumienia gospodarki. Polacy zakładają własne firmy, liczba nowych firm znowu rośnie i Polacy znają biznes w swoim jednostkowym przełożeniu. Ja kontra moje wyzwania gospodarcze. TVN CNBC jest właśnie po to, żeby pokazywać, jak wielka polityka przekłada się na życie jednego człowieka. To jest strasznie wielkie wyzwanie.
Myśli Pan, że przeciętny Polak zapytany na ulicy będzie rozumiał sens reform?
Myślę, że ten Polak powinien wiedzieć, że o wiele ważniejsze od tego, co poseł Palikot wypije przed pałacem prezydenckim, jest ważniejsze, co ten sam poseł Palikot robi w sejmowej komisji. Ja w to wierzę i bardzo mi zależy na tym, żeby w Polsce było dostrzegane to, co jest naprawdę istotne. Nie chodzi tylko o sprawy gospodarki i biznesu, ale też o sprawy społeczne. Jako dziennikarze musimy starać się mówić o rzeczach naprawdę istotnych i naprawdę ważnych.
Studiował Pan prawo i stosunki międzynarodowe. Skąd więc to zainteresowanie gospodarką?
To były bardzo gospodarcze kierunki. Stosunki międzynarodowe, to są studia w dużym stopniu gospodarcze, a prawo tak samo jest o obrocie gospodarczym. Z prawa pisałem pracę magisterską o klauzuli dobrej wiary, która dotyczy w bardzo dużym stopniu obrotu gospodarczego. Wyjechałem też na stypendium międzynarodowe do Szwecji, gdzie się wybierało przedmioty i wybrałem biznes międzynarodowy oraz orzeczenia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, które dotyczą rynku gospodarki. Poza tym zawsze interesowała mnie historia. Uważam, że gospodarka i sprawy społeczne są decydujące. Jeśli starałem się zrozumieć historię, to starałem się przede wszystkim zrozumieć gospodarkę w tamtym czasie. Gdy miałem 17 lat, to siedziałem w domu i czytałem o reformach Ludwika XIV i Ludwika XV. Zastanawiałem się też, np co by było gdyby Polska przystąpiła wcześniej do takich reform, jakie wprowadził w 1935 Eugeniusz Kwiatkowski. I inne takie. To mnie po prostu pasjonuje.
Czyja to zasługa, że Polska jest jedynym krajem którego nie dotknęła recesja?
Polaków, polskich przedsiębiorców, polskich pracowników i też pamiętajmy o tych Polakach, którzy wyjechali za granicę i przysyłali pieniądze. Oni według mnie w bardzo dużym stopniu przyczynili się do utrzymania wzrostu gospodarczego. To nie jest zasługa rządu.
Czy Platforma Obywatelska dobrze sobie radzi z polityką finansów i gospodarczą?
Spodziewałem się o wiele więcej od tego rządu, ale nie spodziewałem się więcej od klasy politycznej. Mam wrażenie, że od roku 2003, czyli od momentu, kiedy rząd Millera stracił poparcie, w Polsce mamy taki polityczny pat. Najpierw był rozpadający się rząd Millera i Miller, który mówi do Leppera w sejmie: "Andrzej, pomóż". Tragiczna sytuacja, w takiej sytuacji nie można podejmować żadnych poważnych reform gospodarczych. Potem rząd Marka Belki, który ma jednego posła w sejmie, co też jest paradoksem. Później mamy wielkie nadzieje na POPiS i kompletne rozczarowanie, czyli start wojny politycznej na noże, w której argumenty merytoryczne są spychane na dalszy plan wobec wzajemnej niechęci dwóch liderów. Ta sytuacja trwa do dziś i to jest straszne. Musimy pewne decyzje podejmować. Pełen bezwład jest bezsensowny.
Dość pesymistyczne jest to, co Pan powiedział.
Wydaje mi się, że musimy spojrzeć na Węgry. Wydarzenia na Węgrzech mniej więcej o dwa lata wyprzedzają wydarzenia w Polsce. Oni też w pewnym momencie stanęli w takim strasznym sporze politycznym i nie byli w stanie tego pata politycznego przełamać. Żadna z partii nie była gotowa na to, żeby przeprowadzić reformy rozdętego budżetu więc z kraju, który był liderem przemian w Europie środkowo-wschodniej, stali się krajem, do którego wysyłamy kamery i patrzymy na uliczne zamieszki i który musi korzystać z pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego. My możemy podążać tą samą drogą i być może reformy zostaną przeprowadzone dopiero wtedy, kiedy zderzymy się ze ścianą. Reformy Balcerowicza też zostały przeprowadzone, gdy zderzyliśmy się ze ścianą. Jak się człowiek zderza ze ścianą, to się zazwyczaj budzi.
Teraz pytanie zaproponowane przez czytelniczki naszego forum dyskusyjnego. Jak pan to robi, że kobiety przed północą zamiast zasypiać, wolą oglądać pana w "Dniu po Dniu" komentującego bieżące wydarzenia biznesowe?
Ja głośno krzyczę na antenie, może rozbudzam. To bardzo mi miło. Bardzo miły komplement. Mam nadzieję, że tak się dzieje, ponieważ gospodarka jest taka pasjonująca.
Skąd bierze Pan pomysły na przeróżne żarty z prowadzącym "Dzień po dniu"?
To tak po prostu wychodzi. Sponatanicznie w większości przypadków. Czasami już przed wejściem z Marcinem Żebrowskim, czy Piotrem Jaconiem wpadamy na jakiś pomysł, ale ja w TVN CNBC kończę program o 23:00, a tam jest wejście o 23:50, więc nie ma specjalnie czasu na jakieś wielkie planowanie. Większość fajnych żartów wymyślam na antenie.
Pamiętam jak Pan przyszedł z woreczkiem czekolady.
To było tak, że miałem do omówienia jakiś temat związany z czekoladą, więc pobiegłem do automatu na doł po czekoladę. Potem pojawił się problem w czym mam je wnieść, bo nie mogę wnieść w opakowaniu firmowym, bo byłaby to reklama. Więc musiałem znaleźć foliową torebeczkę i je wnieść. To było dosyć zabawne. Zjadłem tę czekoladę potem.
To prawda, że swój samochód poznaje Pan tylko po kolorze?
Ja jestem jakąś porażką, jeśli chodzi o takie motoryzacyjne kwestie. Jechałem kiedyś na SGH, miała być debata na temat reform, niestety dokładnie taką samą debatę można by zrobić teraz. Jechałem, byłem bardzo zmęczony i tak się zacząłem zastanawiać "czy ja mam te notatki". Notatki miałem mieć na tylnim siedzeniu. Odpiąłem pasy, odwróciłem się, znalazłem notatki, uśmiechnąłem się, odwróciłem się z powrotem, po czym zobaczyłem przed sobą autobus. W tym momencie w niego uderzyłem i wyleciałem przez szybę. W równie bezesnowny sposób skasowałem dwa lanosy, wartburga, nissana i teraz... Teraz jeszcze nie... Teraz wbiłem się tylko w słup. Jeszcze jeśli chodzi o samochody, to z takich komicznych rzeczy kiedyś zostałem zatrzymany przez policję za włamanie do własnego samochodu. Pojechałem szukać górali do Zakopanego. Wtedy pracowałem jeszcze w TOK FM, umarł papież i robiliśmy reportaże z całej Polski o tym, jak ludzie reagują. W pewnym momencie nagrywałem ludzi na mieście i włączył mi się alarm w samochodzie. Zaczął wyć, nie byłem w stanie go wyłączyć, więc otworzyłem maskę, zajrzałem tam i znalazłem ten wyłącznik do kabla wyjącego, wyłączyłem, odwróciłem się i zobaczyłem za swoimi plecami dwóch stojących policjantów, którzy się patrzyli na mnie z groźnymi minami. Zatrzymali mnie, wsiedliśmy do radiowozu. Oni sprawdzali dokumenty, a ja w tym czasie nadawałem relację na żywo do radia z tego radiowozu, bo akurat było wejście antenowe.
Teraz czym Pan jeździ?
Audi. Koledzy się ze mnie śmieją, że jako człowiek bez rodziny powinienem mieć taki bardziej sportowy samochód, ale ja strasznie lubię, jak samochód ma cztery drzwi, żeby można było też z tyłu ładować różne rzeczy. Straszny mam bałagan w samochodzie.
Dostaje Pan dużo listów od fanek?
Nie. Dostałem kiedyś przemiłą walentynkę od jakiejś fanki i czasami dostaję jakieś wiadomości, ale to jest bardzo miłe, ponieważ dostaje się też bardzo niemiłe uwagi. Jak ktoś wysyła mi coś miłego, to jest naprawdę przyjemne. Strasznie lubię kiedy ktoś coś miłego napisze, a też bardzo się przejmuję, jeżeli są takie niemiłe uwagi. Kiedy pracowałem w radiu, to tam było forum radiowe i ludzie bywali bardzo złośliwi... Czułem się wtedy fatalnie,. Robimy to dla widzów i to jest ważne, jak oni nas odbierają.
Skąd w Panu tyle energii?
Kiedy byłem w RMF FM, w siedzibie w Krakowie, to tam był duży napis: "Pamiętaj, wszystkie swoje problemy zostaw przed tymi drzwiami". I tak należy postapic, antena to rzecz święta. Ja mam taki pomysł na obecność antenową. Pani Joasia Luboń, to jest taka osoba, która jest logopedką i jest specjalistką od zachowań antenowych. Ona uczyła między innymi Tomasza Lisa. Kiedyś mi powiedziała, że trzeba mieć jakiś swój wizerunek, jakąś osobowość antenową i ta osobowość nie może być za bardzo oderwana od mojej własnej osobowości. Więc ja w jakiś tam sposób wykreowałem wizerunek trochę szalonego ale też bardzo naładowanego energią człowieka, bo w jakiś sposób taki po prostu jestem. To ma swoje wady i zalety. Bo jak człowiek jest taki, że "macha rękami" jednocześnie jest trochę czasami niezorganizowany. To jest mój bardzo duży problem.
Odwiedza Pan czasem serwis tvnfakty.pl?
Tak. Widziałem pańskie wywiady z Tomaszem Lisem. To jest dla mnie osoba, która jest dla mnie bardzo ważnym wzorem i która miała na mnie wielki wpływ.
Na nasze forum Pan zagląda?
Strasznie mi było miło, jak ktoś kiedyś zauważył, że mam urodziny i narysował dla mnie tort. To było strasznie miłe.
Rozmawiał: Łukasz Ropczyński, Warszawa, 2.12.2009
Lista dodanych komentarzy
Dodaj komentarz
Aby dodać komentarz, wypełnij poniższe pola. Każdy komentarz musi przejść proces weryfikacji.
Pola oznaczone * są wymagane.